Olimpiada matematyczna: Gimnazjalni geniusze ten, ten wymierający gatunek
21 kwietnia w Augustowie zakończyła się LXIX Olimpiada Matematyczna. Najstarsza i najszacowniejsza z naszych olimpiad przedmiotowych – od siedmiu dekad skutecznie wyłania talenty matematyczne. W tym roku jej finał przyćmiły głośniejsze wydarzenia: egzamin gimnazjalny, czy protesty społeczne w Warszawie. Zmagania 145 młodych matematyków śledzili nieliczni. Stąd zainteresowanie mogła budzić relacja zamieszczona przez wiceministra Macieja Kopcia na jego oficjalnym profilu na Facebooku. Niestety, krótki tekst nie pozwala wyrobić sobie zdania o tym, co wydarzyło się w Augustowie.
Bezbłędni krakowianie
Maciej Kopeć w swoim sprawozdaniu pominął bowiem milczeniem niewygodny dla siebie temat błyskotliwego występu najmłodszych uczestników olimpiady. Jego relacja składa się z ogólników – z podziękowań dla organizatorów z Augustowa i z wyliczenia uczestników finału, którzy przyjechali ze Szczecina, choć szczecińskie XIII LO wypadło akurat wyjątkowo blado. Na darmo będziemy szukać nazwisk głównych laureatów. Post Wiceministra zawiera tylko enigmatyczną wzmiankę o tym, że gimnazjalista z Krakowa, Radosław Żak, „wzbudził uznanie”. Czym sobie zasłużył na to uznanie? Minister Kopeć przezornie nie rozwija tego tematu.
Radek Żak rzeczywiście nie podchodził do egzaminu gimnazjalisty razem ze swoimi szkolnymi kolegami. W czasie, gdy oni w Krakowie męczyli się nad arkuszem z matematyki, on w gronie czołowych licealistów mierzył się z zadaniami z zupełnie innej półki. Po sprawdzeniu prac okazało się, że zdobył maksimum punktów zostając jednym z czterech najlepszych uczestników LXIX Olimpiady Matematycznej. To nie jest jedyny wielki wiosenny sukces Radka. Trzy tygodnie przed przyjazdem do Augustowa, podczas Międzynarodowej Olimpiady Matematycznej w Hanoi, zwyciężył, zostawiając daleko w tyle wszystkich konkurentów. I ten wyczyn został zignorowany przez MEN.
Radek nie był jedynym młodocianym zwycięzcą LXIX OM. W czołowej czwórce był też jego rówieśnik z rocznika 2002 – Tomasz Ślusarczyk. Tomek poszedł rok wcześniej do szkoły i dlatego od września uczy się w V LO im. Witkowskiego w Krakowie. I on w marcu przywiózł złoty medal z Międzynarodowej Olimpiady Matematycznej w Hanoi, a kilka dni wcześniej brawurowo wygrał krajową Olimpiadę Chemiczną.
Za sprawą Radka i Tomka dwóch z czterech tegorocznych super-laureatów Olimpiady Matematycznej, którzy bezbłędnie rozwiązali wszystkie zadania, to uczniowie, którzy swoje wyjątkowe umiejętności zdobyli podczas trzech lat nauki w krakowskich gimnazjach.
Najmłodsi w ofensywie
A to nie koniec niebywałych sukcesów jakie odnieśli w Augustowie uczniowie i zeszłoroczni absolwenci gimnazjów. W grupie dwunastu najlepszych uczestników OM, laureatów I i II stopnia, jest aż trzech uczniów gimnazjum (oprócz Radka Żaka jeszcze Cezary Botta z Gimnazjum im. Noblistów w Rokietnicy i Łukasz Orski z Gimnazjum Akademickiego Politechniki Wrocławskiej), oraz dwoje pierwszoklasistów licealnych (wspomniany już Tomek Ślusarczyk, oraz ucząca się w Rzeszowie Aleksandra Kowalska).
Wiadomość o najwyższych lokatach dla wymienionej piątki młodych matematyków należy okrasić informacją, że w Augustowie świetnie zaprezentowali się także inni pierwszoklasiści, zdobywając sześć tytułów laureata III i IV stopnia.
W sumie grupa 15- i 16-letnich matematyków, którzy po olimpijskie laury sięgnęli dzięki wiedzy przyswojonej podczas lat nauki w gimnazjum, liczy w tym roku aż 11 nazwisk (z ogółem 38). Ten 30% udział młodszej młodzieży na liście nagrodzonych w OM to swoisty rekord. W minionej dekadzie najmłodsi uczestnicy OM byli wprawdzie z roku na rok coraz bardziej widoczni, ale do tej pory nie błyszczeli aż tak mocno.
Przerwana nić
Sukcesy 15- i 16-latków w finałach OM należy wiązać z rozwojem edukacji matematycznej, gęstnieniem sieci szkół gimnazjalnych, które prowadziły profilowane klasy, realizując rozszerzone programy i współdziałając z wybitnymi liceami.
Warto rzucić okiem na szkolne drogi nagrodzonych w tym roku pierwszoklasistów – są one uderzająco podobne do siebie. 75% tych uczniów to wychowankowie znanych zespołów szkół: gimnazjum i liceum. Czworo z nich po ukończeniu gimnazjum kontynuuje naukę w tych samych murach. Taka jest droga dwóch uczniów warszawskiego XIV LO im. Stanisława Staszica, ucznia Gimnazjum i Liceum Akademickiego z Torunia, oraz uczennicy XIII LO w Szczecinie. Pozostała czwórka zmieniła we wrześniu miejsce nauki, przy czym Tomek Ślusarczyk i Ola Kowalska, absolwenci samodzielnych gimnazjów, przeszli do liceów, które już wcześniej otaczały ich troskliwą opieką.
Znane gimnazja, które wychowały tegorocznych laureatów, są w trakcie „wygaszania”. We wrześniu nie przyjęły już nowych uczniów, a za rok wypuszczą ostatnich absolwentów. Ich dorobek i bogate doświadczenie w pracy z uzdolnionymi nastolatkami nie były żadnym argumentem w pertraktacjach z reformatorami z MEN. Łaskawiej potraktowano tylko szkołę ze Szczecina, miejsce pracy Maciej Kopcia. W ostatniej chwili wyjęto ją spod walca reformy. W czerwcu 2017 w gmachu przy ulicy Unisławy odbyła się rekrutacja na dawnych zasadach. Uratowano kadrę gimnazjum, a kończący VI klasę szczecinianie jako jedyni w Polsce mają nadal szansę na specjalistyczną edukację w szkole publicznej.
Wybitni nauczyciele wybitnych uczniów
Minister Maciej Kopeć, który pielgrzymuje w ostatnich dniach na wszystkie zakończenia olimpiad przedmiotowych, jest już chyba trochę zmęczony. Śledząc jego relacje z poszczególnych zakończeń nietrudno dostrzec, że oszczędnie dawkuje nam informacje o głównych bohaterach uroczystości – laureatach. A już zupełnie nic nie mówi o ich nauczycielach. Pojawiają się tylko zdawkowe podziękowania. Nie zetknęłam się ze sprawozdaniem, w którym pada choćby jedno nazwisko wybitnego nauczyciela, który przygotował do startu grupę laureatów. A przecież takich przykładów nie brakuje.
Spójrzmy na tegoroczną Olimpiadę Matematyczną. Aż się prosi, żeby zauważyć, że w grupie czterech laureatów, którzy bezbłędnie rozwiązali wszystkie zadania finału, aż trzech ma tego samego nauczyciela – Jacka Dymela z Krakowa. Sześciu tegorocznych laureatów uczy Leszek Sidz z Warszawy. Po pięciu laureatów przygotowali Waldemar Pompe z Warszawy i Wojciech Tomalczyk z Gdyni. Czterech laureatów ma Mariusz Kraus z Rzeszowa. Wymienieni panowie są ludźmi o wyjątkowych kwalifikacjach, wybitnymi matematykami, z tytułami naukowymi. Są też pasjonatami zawodu nauczyciela. Dlatego zamiast przyjąć propozycję jakiegoś bogatego pracodawcy – banku czy wielkiej korporacji, zdecydowali się na ciężką i bardzo słabo opłacaną pracę w szkole. Nie liczą prywatnego czasu, który poświęcają uczniom. Pokazanie ich z nazwiska, to jedna z niewielu form wyrażenia im wdzięczności – na inne gratyfikacje raczej nie mogą liczyć.
Oczywiście olimpijska rzeczywistość nie jest prosta – nie zawsze nauczyciel zawodnika jest jedynym, który powinien wypiąć pierś do orderu. Dla wielu laureatów najważniejszym matematycznym przewodnikiem był ktoś z rodziny, lub nauczyciel w gimnazjum, który rozbudził pasję i umiejętnie zbudował fundamenty wiedzy. Mamy w Polsce takich nauczycieli gimnazjalnych, którzy na każdej liście laureatów OM, liczącej 30–45 nazwisk, widzą kilku swoich byłych wychowanków, a mimo to pozostają całkiem anonimowi. Bo o tym, że, na przykład, wśród tegorocznych laureatów Maria Mędrzycka z Warszawy ma trzech swoich uczniów, wiedzą zupełnie nieliczni. Bywają i inni współtwórcy sukcesów. W kilku liceach są tradycje współpracy z absolwentami. Nazwiska studentów i doktorantów pracujących z potrzeby serca z młodszymi kolegami też oczywiście nie są znane. Ale trudności ze wskazaniem wszystkich zasłużonych nie powinny zwalniać wiceministra Kopcia z wyliczenia choćby tych, których wymienić jest najłatwiej.
Gimnazja – kuźnie talentów
Wysuniecie na plan pierwszy osiągnięć najmłodszych uczestników tegorocznego finału w Augustowie może stworzyć mylne wrażenie, że ich starsi koledzy nie byli beneficjentami istnienia gimnazjów z rozszerzoną matematyką. Nic bardziej błędnego. Niemal wszyscy laureaci OM nagrodzeni w tym roku, a także w latach wcześniejszych, podjęli intensywną edukację matematyczną zaraz po ukończeniu VI klasy. Ich gimnazjalni nauczyciele to zazwyczaj współtwórcy sukcesu. Warto posłużyć się przykładem trzeciego tegorocznego „laureata z Krakowa”, Mariusza Treli. To obecnie nasz najmocniej utytułowany licealista, wielokrotny złoty medalista światowych olimpiad informatycznej i matematycznej. Po wielkie sukcesy sięgnął już jako uczeń 52 Gimnazjum Pijarów w Krakowie. W III klasie gimnazjum był w gronie czołowych laureatów dwóch licealnych olimpiad – informatycznej i matematycznej i już wtedy reprezentował Polskę na Światowej Olimpiadzie Matematycznej (IMO), zdobywając brązowy medal.
W przypadku Mariusza, Radka, czy Tomka ważną rolę odgrywają ich ponadprzeciętne zdolności, które z całą pewnością w każdych okolicznościach prędzej czy później postawiłyby ich w gronie laureatów Olimpiady Matematycznej. Ale to, że wszyscy trzej odpowiednio wcześnie otrzymali skuteczne wsparcie ze strony szkoły gimnazjalnej, a także ze strony takich instytucji jak Krajowy Fundusz na Rzecz Dzieci, czy Olimpiada Matematyczna Gimnazjalistów, przyśpieszyło ich rozwój. W gronie laureatów OM są jednak i tacy uczniowie, których natura nie obdarzyła aż tak wybitnymi zdolnościami, a mimo to, dzięki szkole, napotkanym tam nauczycielom i kolegom, dokonali tak znaczącego skoku do przodu, że na początku liceum sięgnęli po olimpijskie laury. Jest niemal pewne, że ci sami uczniowie pozostawieni dwa lata dłużej w swoich przeciętnych podstawówkach staliby w miejscu i w najlepszym razie byliby gwiazdami powiatowych konkursów matematycznych…
Na ratunek olimpijczykom
Dziś trzeba zadać pytanie o to, jak przeciwdziałać skutkom reformy edukacji: wyburzeniu systemu odławiania i wspierania talentów wśród absolwentów klas VI i „wygaszeniu” kilkudziesięciu wiodących szkół wyspecjalizowanych w kształceniu uzdolnionych 12–15-latków. Odsunięcie w czasie o dwa lata celowanej edukacji matematycznej z punktu widzenia uczniów z uzdolnieniami jest wyjątkowo niekorzystne. Zabranie absolwentom VI klas możliwości pracy pod okiem tak wybitnych nauczycieli jak Wojciech Tomalczyk, Adam Dzedzej, Maria Mędrzycka, Wojciech Guzicki, Wojciech Martys, Łukasz Maczan i wielu innych, których nie potrafię wymienić z nazwiska z Torunia, Wrocławia, Lublina, czy Katowic, jest w moim odczuciu zbrodnią.
Warto myśleć, co zrobić, aby odroczenie dedykowanej edukacji nie przełożyło się na gorsze wyniki przyszłych olimpijczyków z roczników „po dobrej zmianie”. Młodsi koledzy Mariusza, Radka i Tomka muszą otrzymać choćby zbliżone warunki do rozwijania swoich pasji. Rzecz dotyczy nie tylko matematyki, ale i wielu innych dziedzin wiedzy. Droga jest tylko jedna – trzeba za wszelka cenę dążyć do odbudowy systemu, który obejmie na podobnych zasadach jak dotąd w gimnazjach, uczniów ze starszych klas nowej podstawówki. O tym, że na pomoc i wsparcie ze strony wysokich urzędników MEN, grabarzy dotychczasowego systemu, nie można liczyć, wiemy aż nazbyt dobrze.
Janina Krakowowa