Artykuły

Koszmar zwany SIO

W 2011 r. uchwalono ustawę tworzącą system informacji oświatowej (SIO). Powstał koszmarek, który nie działał sprawnie i spędzał sen z oczu dyrektorom i pracownikom administracji szkół i placówek oświatowych. Były nowelizacje ustawy. Stare SIO zastąpiono nowym. Ale i tak w roku 2018 nie mamy wcale pewności, czy system nie jest wadliwy. W założeniach System Informacji Oświatowej tworzony był w celu udoskonalenia zarządzania oświatą. Z biegiem czasu rozrósł się do rozmiarów XXL.

Dzisiaj, kiedy w szkołach różnej maści specjaliści od RODO zastanawiają się czy nauczyciele mają prawo nazywać ucznia imieniem i nazwiskiem, czy też tylko liczbą porządkową z dziennika, nikt nie poddaje w wątpliwość zakresu przekazywanych informacji o podmiotach tworzących szkołę nauczycielach i uczniach. Biernie przyjmujemy założenie, że ustawa o systemie informacji oświatowej wyłącza częściowo stosowanie przepisów o ochronie danych osobowych gdyż „jest to niezbędne dla zrealizowania uprawnienia lub spełnienia obowiązku wynikającego z przepisu prawa”.

Zatem ani nauczyciele, ani uczniowie czy też ich rodzice/opiekunowie prawni, nie muszą wyrażać zgody na umieszczanie własnych personaliów lub personaliów dzieci w SIO. Większość z nas nie zdaje sobie sprawy jak daleko spersonalizowane dane osobowe uczniów i nauczycieli są przekazywane państwu. Dane np. nauczycieli opisują precyzyjnie konkretne osoby, począwszy od numeru PESEL, przez wykształcenie, posiadane kwalifikacje, staż pracy z podziałem na ogólny i pedagogiczny, uzyskaną ocenę pracy, ukończone formy doskonalenia zawodowego, liczbę godzin z podziałem na etapy kształcenia aż po wynagrodzenie! Zbierane są też informacje dotyczące długotrwałych zwolnień lekarskich. Dane o uczniach obejmują także informacje u udzielanej pomocy psychologiczno–pedagogicznej, niepełnosprawnościach, ba nawet o wypoczynku!

Katalog danych gromadzonych i przetwarzanych przechowywany jest przez wiele lat w centralnej bazie danych. To przykład daleko posuniętej ingerencji w autonomię informacyjną człowieka jako podmiotu praw i wolności. Każdy zgodnie z konstytucja ma prawo do prywatności. Tymczasem nikt nie zadaje sobie pytania czemu SIO faktycznie ma służyć: statystyce? Jakież są gwarancje bezpieczeństwa naszych danych? Wielokrotnie organizacje broniące praw człowieka wskazywały na niejasną celowość gromadzenia takich danych. Najwyższa Izba Kontroli wskazywała na niewystarczające gwarancje ich bezpieczeństwa. Wystarczy, że osoba uprawniona (a są dziesiątki tysięcy takich osób) udostępni osobisty kod dostępu do SIO nieuprawnionej osobie, wystarczy, że ktoś zgubi kod lub celowo użyje danych z „odroczonym zapłonem”.

Tworzenie wielkich baz danych jest dla państwa wygodnym narzędziem zbierania informacji o obywatelach. W najgorszych snach może to prowadzić do śledzenia każdego ucznia od momentu rozpoczęcia nauki, czyli od przedszkola, do jej zakończenia, każdego nauczyciela od momentu rozpoczęcia pracy do emerytury. Szanowni państwo, jesteśmy jedną z najbardziej przez państwo inwigilowanych grup zawodowych, tuż za pracownikami służb specjalnych. Cóż, oponenci rzekną, że Facebook zbiera dane o wszystkich, ale… udostępniane na własne życzenie!

Lidia Leśniewicz