Artykuły

Sztandar wyprowadzić, o patronie zapomnieć

W ostatnich dniach w mediach społecznościowych pojawia się zdjęcie przedstawiające nieudolnie zatarty napis na szkole w Chalinie z prześwitującym spod nowych liter nazwiskiem jej patrona z lat 2006–2017 – Lecha Wałęsy. Warto pokusić się o mały komentarz do tej historii. Jest ona pouczająca i ma szerszy kontekst, bo sprawa nie dotyczy tylko tej jednej placówki i tego patrona.

Wioska Chalin leży nad Jeziorem Chalińskim w województwie kujawsko-pomorskim. Ma długą historię, należy do najstarszych osad ziemi dobrzyńskiej. Pierwsza szkoła w Chalinie powstała około roku 1912. 60 uczniów w różnym wieku uczył jeden nauczyciel, dlatego wystarczała obszerna izba dawnej karczmy dworskiej. Nauka – przynajmniej formalnie – odbywała się w języku rosyjskim. Po pierwszej wojnie światowej szkoła została przeniesiona do wybudowanego w latach 1909–10 budynku gminnego. Stopniowo rosła liczba uczniów, zatrudniono więcej nauczycieli. W roku 1948 naukę przeniesiono do ozdobionego gankiem dworu, pamiętającego rok 1825. Ten okazały budynek przekazano na potrzeby edukacji wraz z 6 hektarową działką. W dworskich izbach nauki pobierał Leszek Wałęsa, mieszkaniec pobliskiego Popowa. Chalińska edukacja przyszłego prezydenta dobiegła końca w roku 1958. Dwie dekady później rozpoczęto budowę nowej szkoły. Uczniowie zasiedlili ją w październiku 1992, ale prace trwały do roku 1997. Dwa lata później szkołę, jak wszystkie inne w Polsce, objęła reforma ministra Handkego.

Chalińskie szkoły szukają patronów

W związku z reformą w roku 1999 w nowym budynku, obok ulokowanej tam podstawówki, zorganizowano gimnazjum. 19 czerwca 2006 roku Rada Pedagogiczna, Rada Rodziców i Samorząd Uczniowski wystąpiły do Rady Miejskiej Dobrzyń nad Wisłą o nadanie gimnazjum imienia Lecha Wałęsy – stosowna uchwała zapadła już 31 sierpnia. Współgospodarząca w budynku 6-klasowa szkoła podstawowa w roku 2011 otrzymała imię Polskich Noblistów. I ten patronat stanowił nawiązanie do słynnego absolwenta. O tym, że taka była wola szkolnej społeczności świadczy zamieszczona na stronie internetowej wypowiedź jednego z ówczesnych szóstoklasistów:

Jestem uczniem Szkoły Podstawowej im. Polskich Noblistów w Chalinie. Moja szkoła długo nie miała nadanego imienia. Dopiero w ubiegłym roku wspólnie z nauczycielami i rodzicami wybieraliśmy jej nazwę. Było wiele propozycji, ale największą liczbą głosów uzyskało imię Polskich Noblistów. Stało się tak dlatego, iż jednym z noblistów jest Lech Wałęsa, absolwent naszej szkoły. Otrzymał on w 1983 r. Pokojową Nagrodę Nobla. Dzięki niemu mamy nowy budynek szkoły. Dla większości mieszkańców jest on może tylko legendą, przewodniczącym „Solidarności”, Laureatem Pokojowej Nagrody Nobla, prezydentem RP, ale dla nas jest wzorem do naśladowania. Jest osobą, która pokazała nam, że każdy z nas też ma szansę osiągnąć coś w życiu i stać się kimś wyjątkowym. Możemy być dumni, że sąsiad naszych dziadków został jednym z polskich noblistów. Lech Wałęsa jest dumą naszej okolicy, to dzięki niemu naszą miejscowość dostrzegła cała Polska. Myślę, że wszystkie okoliczne szkoły zazdroszczą nam tego, że w naszej szkole uczył się Lech Wałęsa. Marek Zaręcki klasa VI.

Po wdrożeniu reformy Anny Zalewskiej w roku 2017 szkolny budynek w Chalinie zajęła już niepodzielnie szkoła podstawowa. Klasy gimnazjalne włączono do podstawówki, patron stał się zbędny, a litery układające się w jego nazwisko odłupano od ściany. Szkoła podstawowa zachowała dotychczasową nazwę – Polskich Noblistów. To szczęśliwy zbieg okoliczności, bo w pewnym sensie Wałęsa pozostał, choć teraz ukryty wstydliwie za Sienkiewiczem i Reymontem.

Klasowe zdjęcie Lecha Wałęsy zrobione w Chalinie w drugiej połowie lat pięćdziesiątych
Klasowe zdjęcie Lecha Wałęsy zrobione w Chalinie w drugiej połowie lat pięćdziesiątych
Klasowe zdjęcie Lecha Wałęsy zrobione w Chalinie w drugiej połowie lat pięćdziesiątych - nieudolny retusz
Pstryk… i nie ma Lecha Wałęsy

Karuzela z patronami

Rozsławiony w mediach Chalin to nie jest żaden wyjątek. Reforma Anny Zalewskiej oznaczała nie tylko wygaszenie gimnazjów, ale także bardzo często wymazanie ze zbiorowej pamięci ich patronów, likwidację sztandarów, tablic pamiątkowych, izb historycznych. Dokonywano tego w pospiechu, bez żadnych ceregieli i sentymentów.

Tymczasem i dla uczniów i dla lokalnych społeczności to nie było tak oczywiste, jak dla urzędników MEN. Uczniowie identyfikowali się ze swoimi szkołami i ich patronami. A w świadomości mieszkańców nie tylko gimnazjum było ważną instytucją, ale znaczenie miał też patron – nierzadko starannie wybrany przy współudziale wielu osób. Często dochodziło do uhonorowania nieznanego szerzej bohatera związanego danym regionem. Dla krewnych takich patronów izba pamięci w szkole, czy popiersie w szkolnym holu, to były ważne, często jedyne, formy docenienia zasług ich ojca czy dziadka. Usunięcie symboli i pamiątek nie było zgrabnym posunięciem.

Problemy związane z wymazywaniem patronów gimnazjów sygnalizowano w kilku artykułach prasowych. Płynęły też pisma do MEN. W odpowiedzi rzeczniczka ministerstwa Anna Ostrowska zwykła odpowiadać, że pierwszy raz słyszy o problemie. Z kolei wiceminister Maciej Kopeć wsławił się propozycją, by szkoła podstawowa przejmująca klasy gimnazjalne podwoiła swoich patronów. Nikt nie pokusił się, by wprowadzić w czyn ten zadziwiający pomysł.

Były jednak przypadki, że podstawówka bez własnego patrona przyjęła imię gimnazjum, które wchłonęła. Zdarzało się też, tak jak w Wapienicy, dzielnicy Bielska-Białej, że niewygodny patron szkoły podstawowej, Ludwik Waryński, przy okazji reformy ustąpił miejsca patronowi gimnazjum – lepiej postrzeganemu Janowi III Sobieskiemu.

 Tablica pamiątkowa w holu IX Liceum Ogólnokształcącego Klementyny Hoffmanowej w Warszawie – pamiątka po Gimnazjum im. Wojska Polskiego. Zdjęcie autorki.
Tablica pamiątkowa w holu IX Liceum Ogólnokształcącego Klementyny Hoffmanowej w Warszawie – pamiątka po Gimnazjum im. Wojska Polskiego. Zdjęcie autorki.

Niezłomny profesor Jahn

Mimo prób ratowania patronów listy tych wykreślonych z rejestrów są długie i kryją nazwiska wielu zasłużonych osób. Niektóre gimnazja za patronów przyjęły wybitnych, ale zapomnianych naukowców. We Wrocławiu doszło w ten sposób do upamiętnienia kilku przesiedleńców ze Lwowa. Był śród nich profesor Alfred Jahn. Ten naukowiec światowego formatu, geomorfolog, glacjolog i polarnik, rektor Uniwersytetu Wrocławskiego w latach od roku 1962, w roku 1968 został usunięty ze stanowiska w związku z niezłomną postawą wobec wydarzeń marcowych. Po śmierci, mimo wielkich zasług, został dość szybko zapomniany. To się zmieniło, gdy w roku 2005 wrocławskie gimnazjum nr 20 przyjęło jego imię. Młodzież zaangażowała się w zgłębianie życiorysu i dokonań patrona, który nota bene w przeszłości był sąsiadem szkoły. Nawiązano bliską relację z wdową po Profesorze, Marią Jahn. Szkoła zorganizowała konkursy na projekt sztandaru i szkolnej plakietki. Zapraszano na spotkania współpracowników Alfreda Jahna. Od instytucji, w których niegdyś pracował, uczniowie dostali dokumenty, książki, prace geograficzne i portret. Gimnazjum wespół z Uniwersytetem Wrocławskim zorganizowało konkurs geograficzny nawiązującego do dokonań patrona. Niestety, finał tych starań był smutny. W roku 2016 szkoła została eksmitowana z budynku, który przekazano w użytkowanie dwóm prywatnym szkołom katolickim. Połączono ją z XI Liceum Ogólnokształcącym imienia Stanisława Konarskiego w zespół. XI LO pozostało oczywiście przy swoim patronie. Na wspólnej stronie internetowej Alfredowi Jahnowi nie poświecono nawet jednego zdania, a stara strona gimnazjum nr 20 nie istnieje. Ślad się urywa. Profesor nie jest już dziś patronem żadnej szkoły w Polsce…

Zapomniani fundatorzy

Nierzadko gimnazja w swoich nazwach utrwalały też pamięć o twórcach czy też fundatorach szkół. Tak było w przypadku Gimnazjum nr 43 imienia Wojska Polskiego w Warszawie. 16 czerwca 2005 to śródmiejskie gimnazjum otrzymało taki patronat, przejmując dziedzictwo zlikwidowanej kilka lat wcześniej szkoły podstawowej nr 171, ufundowanej w roku 1960 ze składek oficerów i żołnierzy. Likwidacja gimnazjum nr 43 (i włączenie jego ostatnich klas do IX LO Klementyny Hoffmanowej) położyło kres temu upamiętnieniu. I tak nie jest najgorzej, bo w holu gmachu szkoły przy ulicy Hożej wiszą jeszcze dwie marmurowe tablice – jedna przypomina o żołnierza-fundatorach z roku 1960, a druga odnosi się do nadania imienia nieistniejącemu już gimnazjum.

Przeprowadzona w całym kraju akcja odkręcania tablic, odbijania złotych liter, chowania na strychach sztandarów i pucharów, nie jest oczywiście najpoważniejszym z grzechów ostatniej reformy. Ale i tu pośpiech był bardzo złym doradcą. Za sprawą decyzji podjętych przez urzędników MEN doszło przecież do usunięcia symboli, z którymi utożsamiali się uczniowie. Bolesnych zmian dokonano na dwa lata przed „wygaszeniem” gimnazjów, a więc na oczach społeczności szkolnych. Bez liczenia się z ludzkimi emocjami.

Janina Krakowowa