Podstawa programowa – Rzecznik Praw Dziecka bije na alarm
Wszystko wskazuje, że Marek Michalak wkrótce zakończy swoją misję. Na sam koniec pracowitego urzędowania wytoczył ciężkie działo – przygotował ostre wystąpienie do MEN w sprawie podstawy programowej. W polskiej szkole nie ma bardziej palącej kwestii. Pismo Rzecznika czeka teraz na odpowiedź, obok złożonego wcześniej apelu Koalicji „NIE dla chaosu w szkole”. Oba dokumenty stanowią krzyk rozpaczy w tej samej sprawie. Ignorowanie problemu nierealnej podstawy programowej przez MEN pogłębia kryzys w jakim znalazła się polska szkoła.
Rzecznik Praw Dziecka w minionym roku kilka razy stawał w obronie przeciążonych obowiązkami uczniów ostatnich klas szkoły podstawowej. Jego wystąpienia Ministerstwo Edukacji Narodowej za każdym razem zbywało wymijającymi odpowiedziami. Nie zrażony tymi niepowodzeniami, Marek Michalak przygotował teraz nowe wystąpienie generalne, w całości poświęcone sprawie podstawy. Zostało ono przesłane na ręce Anny Zalewskiej w minioną środę, 28 listopada 2018.

Nowa podstawa – fundament złej zmiany
Rzecznik w swoim najnowszym piśmie niezwykle stanowczo wskazuje na podstawę programową jako na przyczynę poważnych problemów w szkołach. Problemy te sygnalizował już wcześniej Annie Zalewskiej: Zbyt wiele nauki w szkolnym tygodniu w klasach siódmych i ósmych, nadmiar „prac domowych”, które obejmują materiał do samodzielnego przyswojenia, oraz wszystkie powtórki „w niepokojącej ilości”, bo w szkole brak czasu na wyćwiczenie i utrwalenie czegokolwiek. Przemęczenie uczniów nauką, brak czasu na wypoczynek i własne zainteresowania, za mało snu. Zniechęcenie, apatia, problemy emocjonalne.
W środowym wystąpieniu Marek Michalak nie ograniczył się do przedstawienia po raz kolejny listy skarg, które napływają do niego od obywateli – uczniów, rodziców i nauczycieli. Pokusił się o przebadanie podstawy i dzięki temu rzeczowo umotywował swoją krytykę. Na jego zlecenie powstała szczegółowa analiza przeprowadzona przez profesora Krzysztofa Konarzewskiego. Pan Konarzewski porównał obecną podstawę z podstawą wcześniejszą, obowiązującą w szkołach w latach 2008–2017.
Niepokojące wnioski profesora Konarzewskiego
Analizą zostały objęte dwa szkolne przedmioty – biologia i historia. I dłuższy okres niż tylko dwa końcowe lata szkoły podstawowej – bo wycinek czteroletni. Profesor Konarzewski przebadał więc parametry czteroletnich kursów zgodnie z poprzednią i nową podstawą. I przy okazji zwrócił uwagę na rzecz, która do tej pory umykała ekspertom, że z grubsza identyczny kurs realizują dziś uczniowie o rok lub dwa lata młodsi, za to ze słabszym przygotowaniem „poprzedzającym” z obu przedmiotów. Zarówno ten fakt, jak i całościowe wyniki analizy, budzą poważny niepokój.
I z biologii i z historii znaczną część wymagań starej podstawy programowej przeniesiono więc do nowej, ignorując fakt, że poprzednia podstawa programowa była planowana dla uczniów 13–17 letnich a nowa – dla uczniów 11–15 letnich. W przypadku biologii liczba wymagań szczegółowych rozpisanych na cztery lata jest zdecydowanie większa niż w latach 2008–2017. Więcej zagadnień trzeba zrealizować podczas jednej 45-minutowej lekcji. Jednocześnie uczniowie, którzy mają sobie przyswoić ten ogrom materiału są nie tylko młodsi, ale na domiar złego mają za sobą tylko roczny kurs propedeutyczny z biologii. Ich koledzy w latach 2008–2017 byli starsi i lepiej przygotowani, bo zaliczali wcześniej trzyletni kurs propedeutyczny.
W przypadku historii liczba wymagań w nowym czteroletnim kursie pozornie wydaje się być nieco mniejsza. Pozornie – bo przy bliższej analizie okazuje się, że wymagania są zbliżone, tylko scalono je w obrębie większych tematów. W ocenie profesora Konarzewskiego kurs historii w nowej podstawie bardziej obciąża pamięć ucznia przy podobnym stopniu trudności omawianych zagadnień. A i tu idzie o ucznia młodszego nawet o dwa lata i gorzej przygotowanego.
Zarzutów jest więcej
Rzecznik Praw dziecka zwraca uwagę i na to, że „przeładowania” podstawy materiałem dokonano nie tylko z biologii i historii, ale także i z innych przedmiotów. To podniesienie wymagań na wszystkich lekcjach jest przyczyną spiętrzenia obowiązków i kryzysu funkcjonowania szkół. Marek Michalak zauważa, że podstawa programowa „powinna stanowić trzon, minimum niezbędnych treści, pozostawiając dzieciom i nauczycielom przestrzeń do ich poszerzania adekwatnie do indywidualnych potrzeb i możliwości danej grupy uczniów”. Tymczasem „nadmierne rozbudowanie szczegółowych wymagań w ramach wielu przedmiotów w rzeczywistości ogranicza tę przestrzeń i raczej nie sprzyja indywidualizacji procesu kształcenia”.
Rzecznik obawia się, że autorzy nowej podstawy nie brali pod uwagę szkolnych realiów. Umknęło im, że część lekcji w roku szkolnym przepada z rozmaitych powodów, takich jak uroczystości szkolne i państwowe, wycieczki, lekcje muzealne, szkolenia, choroby nauczyciela i brak fachowych zastępstw podczas nieobecności przedmiotowca. Nawet przy nierealnym założeniu, że odbędą się wszystkie lekcje w danym roku szkolnym, nie zarezerwowano czasu na powtórki, utrwalenie wiedzy i umiejętności.
Dzieci nie mogą być zakładnikami
Rzecznik na koniec domaga się, by Ministerstwo Edukacji Narodowej przedstawiło swoje analizy dotyczące nowej podstawy. Pyta, czy resort dokonał wcześniej wyliczenia czasu niezbędnego do przekazania uczniom wiedzy i wyćwiczenia umiejętności w odniesieniu do poszczególnych wymagań zawartych w podstawie programowej. Prosi o przekazanie informacji, czy dokonano porównania tych danych do liczby godzin zajęć z danego przedmiotu. Powątpiewa, czy te wyliczenia – nawet jeśli istnieją – uwzględniają potrzebę indywidualizacji nauczania, rozwijania zainteresowań uczniów i konieczność zaplanowania lekcji powtórzeniowych i sprawdzianów.
Ministerstwo Edukacji Narodowej ma 30 dni na odpowiedź na pismo rzecznika. Jak już przypominałam, w ministerialnej „zamrażarce” czeka także złożony dwa tygodnie wcześniej apel w tej samej sprawie, wraz z petycją zredagowaną przez Koalicję „NIE dla chaosu w szkole”, do dziś podpisany przez blisko 13 600 obywateli

Nasuwa się pytanie, jak długo urzędnicy Ministerstwa Edukacji Narodowej będą się bawili z nami wszystkimi – uczniami, rodzicami, nauczycielami, Rzecznikiem – w głuchy telefon. Kiedy wreszcie zabiorą się za naprawianie krzywdy, jaką wyrządzili swoimi nieprzemyślanymi działaniami. Niefrasobliwość przy tworzeniu nowej podstawy programowej, brak całościowego fachowego nadzoru nad poczynaniami ekspertów piszących te podstawy w bezprzykładnym pośpiechu, brak współpracy między zespołami odpowiadającymi za poszczególne przedmioty, to są przyczyny obecnego opłakanego położenia uczniów klas siódmych i ósmych. Każdy semestr odroczenia pracy nad rewizją podstawy, to kolejne niepowetowane straty społeczne, z bardzo prawdopodobną falą poważnych kryzysów psychicznych nastolatków jako realnym zagrożeniem w tle… Z naprawą podstawy nie można czekać „do kolejnych wyborów”, tylko dlatego, żeby na siłę ratować własny wizerunek. Szkoła nie jest prywatnym folwarkiem żadnego polityka, jest naszą wspólną sprawą. Dzieci nie mogą dłużej być zakładnikami z rękach dorosłych.
Janina Krakowowa