Artykuły

Edukacja u bratanków. Będzie Budapeszt nad Wisłą?


O tym, że Węgry będą wzorcem dla Polski mówiono już niedługo po wyborach z jesieni 2015 roku. I te przepowiednie ziściły się. Dlatego przeciwnicy wdrażanych u nas od czterech lat reform z coraz większą obawą zerkają w kierunku Budapesztu.

Przestraszeni są także nauczyciele i specjaliści od edukacji. Bo Węgrzy swoją reformę systemu oświaty zapoczątkowali sześć lat wcześniej niż Polska i nie brakowało im konsekwencji. To co u nas jest na razie w sferze domysłów, nad Dunajem rysuje się już bardzo wyraźnie.

Węgierska reforma systemu szkolnego zaczęła się w roku 2010, tuż po przejęciu władzy przez FIDESZ. Nadrzędny cel, który postawiła sobie ta partia, jest nam dziwnie znajomy: to budowa nowego modelu moralności, patriotyzmu i dumy narodowej.

Reformy po węgiersku

Miejscem krzewienia nowych idei i przebudowy społeczeństwa musiała stać się węgierska szkoła. Zmiany, które zostały wdrożone po roku 2010, opisał dla „Gazety Wyborczej” Kristóf Velkey, nauczyciel matematyki i naukowiec z Uniwersytetu Loránda Eötvösa w Budapeszcie:

Po roku 2010 na Węgrzech doszło do przejmowania szkół publicznych z rąk zadłużonych samorządów i scentralizowania zarządzania oświatą. Niektóre samorządy miały kredyty we frankach szwajcarskich i nie mogły ich spłacić. FIDESZ zaproponował: spłacimy je za was i przejmiemy szkoły. Na początku dotyczyło to małych wiejskich placówek. Większe samorządy mogły oddawać szkoły dobrowolnie. Mimo to już w pierwszym roku reformy około 50% placówek przejęło państwo. Cały proces zakończył się w roku 2016.

Powstał KLIK – państwowy instytut do zarządzania oświatą, podległy wiceministrowi odpowiedzialnemu za edukację (architektem tego rozwiązania był kontrowersyjny polityk, Zoltán Balog). Po późniejszych protestach podzielono go na mniejsze instytucje. Szkoły straciły część autonomii. Centrala zatrudnia bowiem dyrektorów i nauczycieli. Dyrektor nie ma dużego wpływu na dobór kadry, może jedynie rekomendować kandydatów. Jeśli nauczyciel nie wyrabia pensum, agendy KLIK-u wskazują, w której szkole może dorobić albo dokąd pójść na zastępstwo.

KLIK zaopatruje szkoły w bezpłatne podręczniki, a także w inne potrzebne materiały, aż po pinezki czy kredę. Szkoły straciły kontrolę nad swoimi finansami. Po protestach nauczycieli w roku 2015 przepisy te nieco złagodzono.

W roku 2013 zaczęto reformować pragmatykę zawodową: zwiększono pensum z 22 do 26 godzin przy tablicy i wprowadzono awans zawodowy, początkowo zrównując wszystkich do najniższego poziomu.

Kolejnym krokiem było oderwanie kwoty bazowej na podstawie której naliczane są pensje od płacy minimalnej. To zmiana, którą wprowadzono to po cichu, poprzedzając ją podwyżkami. Obecnie początkujący nauczyciel zarabia tyle, ile wynosi płaca minimalna dla osób z wykształceniem wyższym. Średnia w gospodarce jest dwa razy większa.

✔ Religia lub etyka stały się przedmiotami obowiązkowymi. Zmieniła się podstawa programowa – została przeładowana treściami i upolityczniona.

W ostatnim czasie przygotowano do wdrożenia kolejną wersję podstawy programowej – National Fundamental Curriculum (NAT). Węgierscy nauczyciele widzą w niej narzędzie do dalszego zacieśnienia ideologicznego gorsetu, promowania nacjonalistycznych postaw, kreowania na bohaterów narodowych ludzi o wątpliwych życiorysach, jak wspierający Mussoliniego pisarz Ferenc Herczeg. W cień usuwani są niewygodni dla sprawujących rządy pisarze. Polskie środowiska związane z edukacją wsparły w ostatnich dniach protest, który zainicjował węgierski związek zawodowy nauczycieli (Pedagógusok Demokratikus Szakszervezete).

Dekada spadków

Według węgierskich obserwatorów centralizacja zarządzania edukacją oraz wdrożone reformy nie spełniły pokładanych w nich nadziei. Nie doszło do zapowiadanego wyrównania poziomu nauczania. Wciąż istnieją bardzo dobre szkoły, do których dostać mogą się uczniowie z dużym kapitałem zdolności i domowego wsparcia i takie, po których awans społeczny nie jest możliwy.

Potwierdzenie tezy o spadku efektywności nauczania na Węgrzech przynoszą badania PISA. Te badania – przeprowadzane co 3 lata porównanie umiejętności 15-letnich uczniów – są narzędziem do analiz pokazujących efektywność systemów edukacji w różnych krajach.

Reformy przeprowadzone po roku 2010 zbiegły się z wyraźnym pogorszeniem wyników PISA we wszystkich badanych obszarach. Węgierscy nastolatkowie wypadają coraz gorzej na tle rówieśników z innych krajów OECD.

Zestawienie wyników pisa

Na ilustracji pokazane są wyniki PISA w czytaniu i interpretacji tekstu dla Węgier i dla Polski (za lata 2000–2018). Oba nasze kraje razem zadebiutowały w badaniu w roku 2000. Wystartowaliśmy z identycznego niewysokiego poziomu. W kolejnym badaniu wyniki uczniów z Polski i z Węgier zdecydowanie się poprawiły. Polska szkoła „maksimum” w czytaniu osiągnęła w roku 2012, by po chwilowym spadku w roku 2015 wrócić w roku 2018 do wysokiego poziomu. Na Węgrzech wynik z roku 2003 został powtórzony w dwóch kolejnych edycjach PISA. Badanie w roku 2009 zakończyło jednak dobrą passę. W kolejnych zestawieniach PISA Węgry wypadały już coraz słabiej, także na tle Polski i innych krajów OECD. W roku 2015 i 2018 węgierskie wyniki były niższe niż te z roku 2000!

Węgierska opozycja uważa, że spadek umiejętności 15-latków widoczny w badaniach PISA to dostateczna przesłanka, by przystąpić do prawdziwych reform – nakierowanych na poprawę funkcjonowania szkół.

Węgry a sprawa polska

Oczywiście na tle Węgier sytuacja polskiej edukacji wydaje się być stabilna. To jednak w dużej mierze pozory. Ostatnie badanie PISA zostało przeprowadzone wiosną 2018 roku. Próbie poddano uczniów gimnazjów, głównie z przedostatniego rocznika gimnazjalistów. Ich edukacja przebiegała jeszcze w starym systemie. Ich wyniki to efekt pracy sieci gimnazjów – dziś już nieistniejących.

Sukcesy polskich 15-letnich uczniów gimnazjów w ostatnich edycjach badań PISA zafrapowały uczonego z Węgier, wspomnianego już Kristófa Velkeyego. Przygotowuje on dysertację doktorską, której tematem będą czynniki w polityce oświatowej rzutujące na polski sukces z lat 2000–2015. W jego pracy znajdą się między innymi materiały dokumentujące dokonania nauczycieli wybranych polskich gimnazjów.

To także temat, który powinni wziąć na warsztat polscy naukowcy. Oczywiście na dane porównawcze wypada jeszcze poczekać. Interesujące będzie zestawienie wyników z lat 2012–18 z wynikami 15-latków wyedukowanych w zreformowanej już szkole 8-letniej, pozyskanymi w edycjach 2021 i 2024.

Warszawa – nowy układ sił

Mamy powody, by sądzić, że w związku z reformą Anny Zalewskiej także w Polsce rozpoczął się proces degradacji szkół publicznych. To są nie tylko odczucia rzesz osób zaangażowanych w pracę w szkołach. Wskazują na to również twarde dane. Nowe tendencje widać na przykładzie Warszawy, gdzie reforma szybciej dokonała zmian i gdzie najpoważniej ciąży kryzys kadrowy.

W ostatnich tygodniach na naszym facebookowym profilu zaprezentowaliśmy dwie grafiki, które pokazują zmiany na listach rankingowych szkół po egzaminach państwowych oraz po I etapie ogólnopolskiej Olimpiady Matematycznej Juniorów (OMJ). Nowe listy wyróżniających się szkół zostały zestawione w listami z lat wcześniejszych. Na tych przykładach widać, jak umacniają się szkoły niesamorządowe, zajmując miejsca zajęte wcześniej przez dobre państwowe gimnazja.

Szkołom niepublicznym reforma Anny Zalewskiej także skomplikowała życie, ale wyrządziła im mniej realnych krzywd. Warunki pracy dla uczniów są w nich nadal dobre. Szkoły te często przyjmują do pracy wyróżniających się nauczycieli uciekających z placówek publicznych. widać też ucieczkę uczniów, szczególnie tych zdolniejszych i z zamożniejszych domów. Szkoły niepubliczne pracują skuteczniej także i dlatego, bo przejęły wiele dobrych praktyk od zlikwidowanych gimnazjów publicznych. Tymczasem w przepełnionych szkołach publicznych warunki pracy pogarszają się z semestru na semestr. Zła sytuacja to także efekt zmian kadrowych, nad którymi dyrektorzy i kuratoria już nie panują, bo wakaty zapełnia się na wszelkie możliwe sposoby.

Obie zaprezentowane tu grafiki stanowiły punkt wyjścia do dyskusji na facebookowym profilu NIE dla chaosu w szkole. Dyskusja taka toczy się też w szerszej przestrzeni mediów. Pojawiają się artykuły prasowe – takie jak obszerny materiał w „Newsweeku” (10 lutego 2020), zatytułowany „Szkoła w kryzysie”, dotyczący przesunięć uczniów ku szkołom niepublicznym i rosnącej roli pieniędzy wykładanych przez rodziców na edukację dzieci.

Musimy mieć świadomość, że polska oświata jest w przede dniu drugiej fazy reform. Istnieje realne niebezpieczeństwo, że nie zważając na ostrzeżnia będziemy nadal podążali tropem Węgier. Zapewne nasilą się naciski, by szkoła realizowała ideologiczne cele. Grozi nam też centralizacja na wzór węgierski – wraz z wszystkimi jej konsekwencjami. I zmiana „pragmatyki” przez zatarcie znaczenia stopni awansu nauczycielskiego i podniesienie pensum.

Przed tymi groźbami ostrzega między innymi założycielka ruchu „Edukacja w działaniu”, Beata Zwierzyńska. Dostrzega ona ryzyko powielenia u nas modelu węgierskiego. Mówi: „Rząd dąży do absolutnej centralizacji szkolnictwa ogólnego i wykorzysta każdą szansę, by to zrobić.” I przypomina bardzo wymowny fakt: Minister Zoltán Balog, teolog i prawicowy polityk, twórca scentralizowanego mechanizmu zatrudniania nauczycieli i zarządzania szkołami węgierskimi (KLIK), był w Polsce w roku 2018 specjalnie fetowany, a na jego piersi zawisł Krzyż Komandorski Orderu Zasługi RP…

Tekst i grafiki – zespół NIE dla chaosu w szkole

Czytaj też:

XV Olimpiada Matematyczna Juniorów – statystyki nie kłamią…