Artykuły

Bronisław Trzaskowski i Kazimiera Bujwidowa – razem dla edukacji dziewcząt


Historia powołania do życia pierwszej szkoły średniej przygotowującej dziewczyny do uniwersyteckich studiów to materiał na sensacyjną powieść. W tej historii pierwszoplanową rolę odegrało dwoje ludzi, którzy mimo dzielących ich różnic, potrafili podjąć owocną współpracę. Kazimiera Bujwidowa, matka czterech dziewczyn ze zdjęcia, przez lata niczym taran torująca Polkom drogę do wyższych studiów. I wybitny nauczyciel, działacz oświatowy, Bronisław Trzaskowski, przez 9 lat dyrektor pierwszego żeńskiego gimnazjum w Krakowie…

Na zdjęciu są Kazia, Zosia, Jadzia i Hela, cztery siostry Bujwidówny. Kazia i Zosia zostaną lekarkami (ta druga kobietą-chirurgiem). Jadzia będzie pierwszą kobietą z tytułem inżyniera elektryka Politechniki Warszawskiej. A najmłodsza Hela – jedną z pierwszych Polek z dyplomem lekarza weterynarii. I żołnierzem bohatersko broniącym Lwowa.

W rodzinie Bujwidów

W czasie, gdy zaczyna się ta historia trzy starsze dziewczyny z tytułowego zdjęcia są jeszcze beztroskimi brzdącami, a Heli nie ma nawet na świecie. Ale rodzice już się martwią o przyszłość córek.

Mama – Kazimiera z domu Klimontowicz Bujwidowa. Urodzona w roku 1867 na dalekich Kresach, dorastała w Warszawie. Ukończyła celująco pensję i zdała egzamin nauczycielski. Nie ma jednak matury, nie wyjechała na wymarzone zagraniczne studia. Zaliczyła tylko otwarte dla kobiet wykłady warszawskiego Latającego Uniwersytetu. Brak wyższego wykształcenia nie przeszkadza jej w pracy zawodowej w instytucie męża i w wytężonej działalności społecznej. Ale ma kompleks niepełnego wykształcenia. Chce innego losu dla swoich córek.

Ojciec dziewczynek to Odon Bujwid, urodzony w roku 1857 w Wilnie. Lekarz-bakteriolog. Po studiach lekarskich i przyrodniczych w Warszawie swój naukowy warsztat rozwinął pod okiem profesorów Kocha w Berlinie i Pasteura w Paryżu. Prekursor szczepień na ziemiach polskich. Do jego instytutu – drugiego w Europie po paryskim instytucie Pasteura – zwożono z daleka nieszczęśników pokąsanych przez zakażone wścieklizną zwierzęta. Uczestniczył w testowaniu budzącej wielkie nadzieje tuberkuliny, nadał jej polską nazwę i w ramach eksperymentu sam ją sobie wstrzyknął, co wywołało ciężkie perturbacje zdrowotne.

W jesieni 1893 roku rodzina Bujwidów przenosi się z Warszawy do Krakowa, gdzie Odo obejmuje katedrę higieny na uniwersytecie. Galicja jest pod wieloma względami oazą wolności. Nie ma tu wszędobylskiej cenzury, ani zwalczania języka polskiego. Szkoły cieszą się dużo większą autonomią niż w Królestwie. Chłopcy mają do wyboru świetne prosperujące gimnazja, czekają też na nich dwa krajowe uniwersytety i politechnika we Lwowie. Gorzej wygląda sytuacja dziewcząt. Edukacyjne równouprawnienie kobiet nie istnieje. Młode Polki wprawdzie już od połowy stulecia studiują na zagranicznych uczelniach, ale droga ku studiom wyższym w Paryżu, Genewie czy Zurichu wymaga wielkich poświęceń, determinacji, pieniędzy i odwagi.

Otwarcie uniwersytetu to za mało

W Galicji rysują się jednak szanse, by uchyliły się przed paniami bramy uniwersytetów. Walce przewodzi Kazimiera Bujwidowa organizując akcje pisania podań do rektora Uniwersytetu Jagiellońskiego. Pisma wędrują też do wiedeńskiego ministerium oświaty. Wkrótce pierwsze panie zaczną przenikać do sal wykładowych wydziału filozoficznego. W roku akademickim 1894/1895, na mocy przepisów o prawie do hospitacji, Stanisława Dowgiałło, Janina Kosmowska i Jadwiga Sikorska uzyskują indywidualne zgody Senatu UJ i rozpoczynają studia na wydziale farmacji. Jednak bez prawa do uzyskania dyplomu. W roku 1897 studentek UJ będzie już ponad sto. A na przełomie XIX i XX wieku rozpoczną się żmudne nostryfikacje żeńskich dyplomów lekarskich zdobytych na zagranicznych uczelniach: dopną tego jako pierwsze Zofia Moraczewska i Bronisława Dłuska.

Ale na drodze dziewczyn ku uniwersytetom jest jedna poważna przeszkoda. Nie ma żeńskich szkół średnich kończących się pełnym egzaminem maturalnym dającym prawo do podejmowania pełnoprawnych studiów.

Państwo Bujwidowie wiedzą, że założenie szkół dla dziewcząt, z programem odpowiadającym programowi klasycznych gimnazjów męskich i kończących się odpowiednim egzaminem dojrzałości, jest koniecznym krokiem wiodącym do celu, który sobie wyznaczyli. Inaczej kobiety, nawet jeśli będą rozpoczynały studia, będą studentkami nierzeczywistymi, pozbawionymi prawa do wykonywania zawodu.

Na lwowskim kongresie

Jest upalne lato 1894 roku. Kto żyw, jedzie do Lwowa, gdzie od 5 czerwca otwarta jest wielka Powszechna Wystawa Krajowa. Miasto tętni życiem. Przygotowano tysiące atrakcji. W dziale etnograficznym stoi prawdziwa góralska chałupa, wypełniona sprzętami i ubiorami ze zbiorów zakopiańskich kolekcjonerów, Marii i Bronisława Dembowskich. Rezyduje w niej autentyczny góral. Przygotowano też wielką retrospektywę polskiego malarstwa z lat 1767–1886, z pracami artystów pochodzących z wszystkich trzech zaborów. Profesor Bujwid pokazuje jak pracuje jego instytut szczepień. Cesarz Józef Franciszek, który jest protektorem wystawy, dopytuje dlaczego takiej instytucji nie ma w Wiedniu… Liczba zwiedzających Wystawę Krajową jest imponująca, sięga 30 000 osób dziennie, a w ciągu 4 letnich miesięcy przekroczy milion.

Ponieważ wszystkie oczy zwrócone są na Lwów, rozmaite organizacje urządzają w mieście przy okazji wystaw swoje zjazdy. Jest wśród nich prężne Towarzystwo Pedagogiczne, zapomniany dziś protoplasta Związku Nauczycielstwa Polskiego. Towarzystwo Pedagogiczne zwołuje Kongres z udziałem około 300 delegatów z trzech zaborów, głównie profesorów uniwersyteckich i gimnazjalnych oraz nauczycieli szkół ludowych. Prasa szeroko relacjonuje nauczycielskie obrady i wystąpienia prelegentów. 17 lipca do głosu zostaje dopuszczona Kazimiera Bujwidowa.

„Czas” w numerze z 18 lipca relacjonuje, że „pani Bujwidowa, żona profesora Uniwersytetu Jagiellońskiego” (bez własnego imienia!) wygłosiła wykład „o uniwersyteckiem wykształceniu kobiet”.

Tak rzeczywiście było. Na zakończenie płomiennego wystąpienia Bujwidowa proponuje zebranym uchwalenie wniosku o dopuszczenie kobiet w charakterze słuchaczek rzeczywistych na wszystkie wyższe uczelnie. Referat wywołuje gorącą dyskusję, w której żywy udział biorą obecne na sali panie. W efekcie powstają nawet dwie uchwały: Towarzystwo Pedagogiczne uznaje za potrzebne dopuszczenie kobiet do studiów wyższych i postuluje także utworzenie w Galicji „wyższego zakładu naukowego dla kobiet”. To ważny gest. Ale równie ważne jest spotkanie do jakiego dochodzi w kuluarach Kongresu. Spotkanie Kazimiery Bujwidowej z 70-letnim Bronisławem Trzaskowskim. Tych dwoje ludzi dzieli spora różnica wieku, różne są też ich poglądy na wiele spraw, ale przez najbliższe lata będą potrafili zgodnie współpracować, w imię wspólnego celu jakim jest edukacja dziewcząt i wspomniany w uchwale „wyższy zakład naukowy”.

Wspaniały nauczyciel

Bronisław Trzaskowski to jest ktoś. To on zakładał w roku 1868 Towarzystwo Pedagogiczne, jest jego ważnym działaczem i członkiem honorowym. Jest szeroko znany w kręgach szkolnictwa galicyjskiego jako wieloletni nauczyciel i dyrektor szkół w Tarnowie, Krakowie, Drohobyczu, Rzeszowie i Lwowie. Cieszy się opinią najlepszego w Galicji nauczyciela łaciny i wyśmienitego polonisty. Jest autorem podręczników szkolnych, dziesiątków rozpraw i artykułów dotyczących edukacji. Dał się też poznać jako działacz niezliczonych stowarzyszeń naukowych i organizacji społecznych, między innymi Towarzystwa Naukowego Krakowskiego i Sokoła.

W roku 1891 Trzaskowski przeszedł na emeryturę po blisko 50 latach wytężonej pracy i otrzymał honorowy tytuł radcy szkolnego. Ale jest jeszcze pełen energii i chęci do działania. Piątka jego własnych dzieci już dawno opuściła rodzinne gniazdo. A idea edukowania dziewcząt na równi z chłopcami jest bliska sercu Bronisława, bo jak pisze jego biograf „sprawa podniesienia praw kobiety, zrównania jej przez podanie jej wyższego wykształcenia z mężczyzną od dawna go zajmowała”. Trzaskowski już przed laty podejmował działania związane z kształceniem dziewcząt. W roku 1869 we Lwowie zorganizował wykłady publiczne dla kobiet. Trzy lata później w Tarnowie, będąc na powrót nauczycielem tamtejszego gimnazjum męskiego, założył 5-klasową szkołę wyższą dla dziewcząt pod egidą Towarzystwa Pedagogicznego i przepracował w niej kilka lat.

Nie płacz, Mario

Bujwidowie wracają do Krakowa z nadziejami na przyszłość. Widzą w Trzaskowskim wyjątkowego sprzymierzeńca, który w przeciwieństwie do nich ma gruntowną wiedzę na temat funkcjonowania szkół średnich i galicyjskich przepisów oświatowych. Nim jednak rozpoczną się prowadzone wspólnie przygotowania do uruchomienia nowej szkoły, ma miejsce na poły symboliczne zdarzenie, które ugruntowuje w obojgu Bujwidach wolę walki o żeńską edukację.

Na początku września 1894 roku w ich krakowskim mieszkanku, przy ulicy nomen omen Studenckiej, pojawia się dawna znajoma z Warszawy, Maria Skłodowska. Maria w połowie sierpnia przyjechała do kraju z Paryża, po trzech latach pobytu we Francji. Z myślą o powrocie do ojczyzny i pracy na jej rachunek. Ma w podróżnym kuferku cenny bagaż – licencjaty z fizyki i matematyki uzyskane na Sorbonie. Objechała właśnie uniwersytety w Warszawie, Lwowie i Krakowie w poszukiwaniu pracy. We Lwowie jej zabiegi wspierał członek rodziny – profesor politechniki, wybitny chemik, Bronisław Pawlewski. W Krakowie starała się o asystenturę w Zakładzie Fizyki UJ u profesora Augusta Witkowskiego. Wszędzie odprawiono ją odmownie. Usłyszała, że kobiet uczelnie nie przyjmują nawet na studia, a co tu mówić o pracy naukowej. Scenę pożegnania Kazimiery z zapłakaną Marią Odo Bujwid opisze później w swoich pamiętnikach i okrasi opis gorzkim komentarzem: „Niewiele brakował, a rad mógł być odkryty w Krakowie…”

Batalia o szkołę

Kolejne półtora roku to czas wytężonej pracy organizacyjnej i walki z galicyjską machiną urzędową. Wysiłki swoim nazwiskiem zgadza się firmować kolejny profesor UJ, przyjaciel Bujwidów, lekarz Napoleon Cybulski. Znany zwolennik dopuszczenia kobiet do studiów medycznych. Ramy organizacyjne i finansowe dla nowej szkoły udaje się stworzyć dzięki współpracy ze Stowarzyszeniem Pomocy Naukowej dla Polek im. Kraszewskiego. To organizacja zawiązana w latach 1886-87 w Szwajcarii. Jej fundusze są darem od rodziny Kraszewskiego dla studentów opiekujących się umierającym pisarzem. Ci postanowili przekazać pieniądze na rzecz studiujących koleżanek. Stowarzyszenie przydziela stypendia naukowe. Jedna z jego sekcji zaczyna działać w Krakowie. Do pracy włączają się Bujwidowie z gronem swoich współpracowników, m.in. z Trzaskowskim. Dzięki ich zabiegom ze Stowarzyszenia w roku 1896 wyodrębnia się Towarzystwo Szkoły Gimnazjalnej Żeńskiej.

Pisze Katarzyna Dormus: TSGŻ wykazało się niezwykłą prężnością i  przezwyciężając
ogrom trudności materialnych, organizacyjnych i personalnych, zdołało doprowadzić do otwarcia „prywatnej szkoły żeńskiej z programem gimnazjalnym”. Była to pierwsza tego typu szkoła na ziemiach polskich, a trzecia – po Pradze (1891) i Wiedniu (1893) – w monarchii austro-węgierskiej.

Nauka rusza 4 września 1896 roku. Na początek powstaje tylko jedna klasa z 26 uczennicami. Dyrektorem zostaje Bronisław Trzaskowski. Jego wielkie doświadczenie sprawia, że nowa szkoła szybko krzepnie i zdobywa sobie renomę. Przybywa uczennic. Pierwsze, a potem drugie lokum przestają wystarczać. Szkoła otrzymuje własny budynek przy ulicy Wolskiej 13 w Krakowie. To szczególne miejsce, ulica przy której swoje domy wznoszą profesorowie uniwersytetu.

Do szkoły trafiają głównie dziewczyny z inteligenckich rodzin – córki nauczycieli akademickich, lekarzy, adwokatów. Dużo jest królewianek. Z biegiem lat przybywa Żydówek, głównie z zasymilowanych rodzin inteligenckich. Po odejściu dyrektora Trzaskowskiego w roku 1905 będą one stanowiły ponad 70% uczennic.

Kazimiera Bujwidowa na zdjęciu z zakładu fotograficznego

Naukę na Wolskiej podejmują kolejno siostry Bujwidówny. Najstarsza Kazia maturę zdaje jeszcze poza murami szkoły, w męskim gimnazjum Św. Anny. Ona i jej koleżanki z klasy występują jako eksternistki. Zosia jest w roczniku, który jako pierwszy – w roku 1908 – zdaje egzaminy na Wolskiej, bo szkoła ma wreszcie przyznaną pełnię praw szkoły publicznej i popozwolenie na przeprowadzenie matury u siebie. Obie po maturze podejmuą studia medyczne. Trzecia z sióstr, Jadzia Bujwidówna, jest w jednej klasie z Helą Dłuską. Historia kołem się toczy, bo Hela to ukochana siostrzenica Marii Skłodowskiej… Hela i Jadzia są przyjaciółkami, prymuskami w nauce i animatorkami szkolnego życia społecznego. Na studiach będą w początku 1911 roku czynnymi uczestniczkami buntu studentów przeciw złej sławy księdzu Zimmermanowi. „Głos Narodu” napisze o Jadzi forsującej uczelnianą bramę podczas zamieszek: „Widok bielizny panieńskiej powiewającej niedyskretnie nad setkami głów młodzieży był nie tylko śmieszny, ale wprost nieprzyzwoity”.

Spór o religię

Kazimiera Bujwidowa wraz z mężem czuwają nad szkołą z ramienia organu prowadzącego, Towarzystwa Szkoły Gimnazjalnej Żeńskiej. Poglądy Bujwidów nie są spójne z koncepcją dyrektora Trzaskowskiego. Walczą oni o uwzględnianie w szkole o prawa uczennic do wolności wyznania, przekonań osobistych, występują przeciwko narzucaniu przymusu w sprawach religii. Sami są jawnymi agnostykami, co przysparza im w Krakowie wielu wrogów. Podzielone jest też grono nauczycielskie. Podobne poglądy maja zatrudnione w szkole postępowe nauczycielki, w większości przybyłe z Królestwa Polskiego. Wśród nich jest Stefania Sempołowska. Trzaskowski jest gorliwym katolikiem, nie chce też stygmatyzacji szkoły. Długo udaje się godzić ogień z wodą. Do otwartego konfliktu dochodzi w roku szkolnym 1904/1905. Kością niezgody staje się „demonstracyjna bezwyznaniowość” nauczycielek Marceliny Kulikowskiej i Heleny Witkowskiej. Obie są absolwentkami uniwersytetu genewskiego. Kulikowska we wrześniu 1904 odmawia prowadzenia uczennic na msze święte. Wybucha skandal obszernie opisywany przez gazety wytykające szkole „niechrześcijańska i nienarodową postawę”. Krakowski arcybiskup grzmi z ambony.

W wyniku tarć w początku roku szkolnego 1905/1906 dyrektor Bronisław Trzaskowski odchodzi ze szkoły. Zabiera ze sobą sporą część nauczycieli i 92 uczennice. To ci, którzy jak on „nie uznają nowych prądów genewskich”. W błyskawicznym tempie powstaje konkurencyjna szkoła – Wyższe Gimnazjum Żeńskie im. Królowej Jadwigi, ulokowane w krakowskim Pałacu Spiskim, o wyraźnie katolickim nachyleniu. Jej właścicielem jest Towarzystwo Przyjaciół Gimnazjum Królowej Jadwigi. Już w tej nowej palcówce w listopadzie 1905 roku Trzaskowski, obchodzi 60-lecie pracy nauczycielskiej. To schyłek jego życia. Umiera 19 października 1906 roku.

21 października na pogrzebie Bronisława Trzaskowskiego stawiają się uczennice z Wolskiej wraz z gronem nauczycielskim. W sprawozdaniu szkolnym można przeczytać: „Zasługi tego męża dla szkolnictwa polskiego, a szczególnie dla zakładu tutejszego, którego był założycielem i twórcą, zapisały się żywo w pamięci grona nauczycielskiego i w sercach uczennic, dla których mimo późnego wieku nie przestał pracować. Jako wybitny pedagog zajął się ś.p Br. Trzaskowski tą nową w naszym kraju szkołą z właściwym sobie zapałem i poświęcił zakładowi temu dziewięć lat życia. Cześć jego pamięci!”

Tak więc mimo dramatycznego konfliktu i późniejszego rozłamu rola jaką odegrał Trzaskowski w dziele powołania do życia pierwszej żeńskiej szkoły nie będzie zapomniana. Zwłaszcza, że ziarno zostało posiane: w Galicji powstają już następne szkoły przygotowujące dziewczęta do wyższych studiów…

Monika Nyczanka