Artykuły

Sześciolatka na progu liceum…


Tegoroczna rekrutacja do szkół średnich jeszcze się nie zaczęła, a już budzi emocje. Wiadomo, że będzie wyjątkowo trudna, ze względu na wyjątkowo licznych ósmoklasistów – z roczników 2007 i 2008. Do tej zwielokrotnionej rzeszy absolwentów szkół podstawowych dołączy trudna do oszacowania liczba uczniów przybyłych z Ukrainy. W tej sytuacji nie może dziwić frustracja rodziców, którzy przyglądają się uważnie zasadom rekrutacyjnym, decydującym o podziale miejsc w szkołach. Rodzice ci wskazują na istotne słabości istniejących od lat przepisów.

Otrzymaliśmy list od pani Agnieszki, mamy ósmoklasistki. Jej córka – zdolna i ambitna – chce się uczyć w liceum, które pomoże jej rozwijać zainteresowania matematyką i chemią. Klasy o ścisłych profilach w stołecznych liceach należą do szczególnie obleganych. Chcąc poprawić swoje szanse, dziewczynka ciężko pracowała. Niestety, udział w najpoważniejszych konkursach (kuratoryjnym z matematyki i Olimpiadzie Matematycznej Juniorów), choć obiektywnie udany, nie przyniósł jej żadnych dodatkowych punktów.

Autorka listu wskazuje na dwie okoliczności krzywdzące dla jej córki i wielu jej rówieśników. Po pierwsze dziewczynka urodziła się w roku 2008 i należy do dzieci, które przed ośmiu laty zostały obowiązkowo posłane do szkół jako sześciolatki. Obiecywano im „lepsze traktowanie”, ale dziś w rekrutacji muszą jak równy z równym rywalizować z kolegami rok starszymi. Teza, że jest im trudniej zabłysnąć w najtrudniejszych konkursach, wydaje się prawdopodobna. Druga rzecz to reguły rekrutacji. Zdaniem autorki listu są one krzywdzące dla tych uczestników konkursów kuratoryjnych i olimpiad, którzy zaszli wysoko, ale zabrakło im nieco do upragnionego tytułu laureata czy finalisty. To jest fakt. Praca tych dzieci nie jest w żaden sposób premiowana. Jest to o tyle krzywdzące, że te punkty przyznawane są zwycięzcą przeróżnych dość egzotycznych konkursów z listy zatwierdzanej przez kuratorów.

Szanowni Państwo!

Chciałam poruszyć kwestię tegorocznej rekrutacji do szkół średnich. Jak wiadomo, w tym roku podlega jej cały rocznik 2007 i połowa rocznika 2008. Dzieci z połowy rocznika 2008 zostały zmuszone do pójścia do szkoły ze swoimi starszymi kolegami. Wówczas obiecywano rodzicom wiele, organizowano dla nich osobne klasy, zmniejszano liczbę osób w klasach. Pytanie co teraz? Czy w liceach również przewidziana jest osobna rekrutacja dla uczniów z rocznika 2008? Czy jedna trzecia miejsc w klasach pierwszych w każdej szkole, ze szczególnym uwzględnieniem tych najbardziej obleganych, będzie zarezerwowana dla uczniów z rocznika 2008? Czy też będą one stanowiły kolejny „stracony rocznik”? Przypomnę tylko, że uczniów tego rocznika dosięgła nie jedna, a dwie reformy. Najpierw wysłano ich do szkoły jako sześciolatki, a następnie w ramach kolejnej reformy, wpuszczono ich do klasy czwartej z materiałem często przekraczającym możliwości uczniów znacznie dojrzalszych, a co dopiero byłych sześciolatków. Uczniowie z rocznika 2008 cały czas musieli doganiać w wielu aspektach swoich starszych kolegów, ustępując im przede wszystkim dojrzałością. Czy w nagrodę za ich ciężki wysiłek miejsca znajdą się dla nich w szkołach zawodowych, technikach i słabych liceach, podczas gdy ich starsi koledzy, tylko dlatego, że są starsi, będą zajmowali miejsca w najlepszych liceach? A może należałoby uczciwie podejść do sprawy i przyznać np. 0,25 punktu za każdy miesiąc „bycia młodszym”?

Bardzo chciałabym znać statystyki laureatów i finalistów konkursów kuratoryjnych i olimpiad z podziałem na rok urodzenia dotyczące jedynie uczniów klasy ósmej. Bo dzieci z rocznika 2008 z obecnej klasy siódmej podchodziły do konkursów bez psychicznego napięcia związanego z ostatnią szansą na wymarzone liceum. Zważywszy na to, że do kolejnych etapów w konkursach przechodzi ustalony procent uczniów, podejrzewam, że młodzież z rocznika 2007 skorzystała na masie swoich kolegów z rocznika 2008 i ma szanse na dużo lepsze szkoły w wyniku bałaganu edukacyjnego, który naszym dzieciom i nam, rodzicom, został zafundowany. W tej chwili dawne sześciolatki pójdą do klas istotnie poniżej swojego poziomu możliwości tylko dlatego, że w chwili pisania konkursów ich dojrzałość i wytrzymałość psychiczna była dużo niższa niż ich półtora roku starszych kolegów.

Moja córka do drugiego etapu konkursu kuratoryjnego z matematyki podchodziła trzy razy – w klasie szóstej, siódmej i ósmej. W tym roku była naprawdę świetnie przygotowana, niestety zjadł ją stres związany ze świadomością, że to ostatnia szansa na wymarzoną szkołę. Jestem w stu procentach przekonana, że gdyby obecnie była w siódmej klasie, byłaby na listach finalistów, a w przyszłym roku miałaby ogromne szanse na laureata nie tylko z matematyki, ale również z chemii, do której pasję odkryła w sobie. Dodam, że również w Olimpiadzie Matematycznej Juniorów była w pierwszych 25% wyników, czyli za rok wejście do puli zwycięzców byłoby całkiem realne. Czy jedyną jej szansą na szkołę zgodną z możliwościami jest wyjazd za granicę albo pozostawienie jej na drugi rok w ósmej klasie?

Kolejną kwestią są dodatkowe punkty za konkursy, które budzą mnóstwo emocji. Ja nawet zgadzam się ze stwierdzeniem, że powinny zostać jedynie konkursy kuratoryjne i olimpiady, tylko punktowanie zasług powinno być bardziej płynne. Dlaczego w konkursach kuratoryjnych i olimpiadach jest garstka zwycięzców i morze łez dzieci całkowicie przegranych? Czy uzyskanie 30%, czy 50% w drugim etapie konkursu kuratoryjnego albo przejście do drugiego/trzeciego etapu olimpiady jest mniej cenne niż konkurs na palmę wielkanocną albo bajkę dla dzieci? Bo za mało znaczące konkursy powiatowe jest jeden punkt, a za znajomość całej dziedziny wiedzy na świetnym poziomie – ZERO punktów… Samo przejście do drugiego etapu wymaga od ucznia ogromu pracy. Uzyskanie sensownego wyniku w etapie drugim to swoiste mistrzostwo. I to jest warte ZERO punktów rekrutacyjnych? Tyle warta jest
ciężka praca uczniów, nauczycieli i rodziców? To są setki godzin przygotowań. I zrównuje się tych uczniów w rekrutacji do liceów z tymi, którzy nie robią nic.

Tyle się mówi o samobójstwach wśród młodzieży. Jestem przekonana, że wiele dzieci po tych konkursach wpadło w depresję, a może nawet były i takie, które odebrały sobie życie, bo odebrano im marzenia.

Z poważaniem

Agnieszka Chądzyńska