Artykuły

Rok zawodowców – kilka słów prawdy o węgierskiej wiktrorii

Rok zawodowców – kilka słów prawdy o węgierskiej wiktrorii

Pobyt Anny Zalewskiej na Węgrzech, gdzie 28 i 29 września kibicowała młodym Polakom uczestniczącym w konkursie umiejętności zawodowych „EuroSkills”, został dostrzeżony w mediach. Głównie dlatego, że Pani Minister właśnie z Budapesztu tłumaczyła się z udziału w aferze wyprowadzania środków z kont PCK. Ale nie tylko dlatego. Gazety i rozgłośnie radiowe, odpowiednio zachęcone przez MEN, donosiły też o zasadniczym celu pobytu Anny Zalewskiej na Węgrzech i o tamtejszych sukcesach polskich uczniów. I do tych doniesień warto dodać ważne uzupełnienie.

EuroSkills to rzeczywiście, zgodnie z tym co pisano, konkurs na wielka skalę, szeroko reklamowany i budzący zainteresowanie. Organizowany co dwa lata, jest europejskim młodszym bratem konkursu WorldSkills. Ma zachęcić młodych ludzi do podnoszenia swoich umiejętności zawodowych, a także promować nowe sposoby kształcenia fachowców.

W tym roku rola gospodarza przypadła Węgrom. Uczestnikom i gościom oddano do dyspozycji nowoczesne pawilony budapeszteńskiego Hungexpo. Liczba gości była imponująca – od 70 do 100 tysięcy. Konkursom towarzyszyły wystawy, panele dyskusyjne, konferencje, seminaria branżowe i pokazy nowych technologii. Ale najważniejszą część imprezy stanowiły oczywiście trzydniowe zmagania kilkuset „zawodowców” – uczniów i młodych absolwentów z 27 krajów. Rozegrano kilkuetapowe konkursy w 37 różnych dyscyplinach zawodowych. Zawodników oceniało 500 jurorów, a na końcowych listach sklasyfikowano 436 osób. „Tradycyjnie największym zainteresowaniem widzów cieszyły się dyscypliny przeżywające renesans popularności płynący na fali telewizyjnych talent-show, jak choćby gotowanie, moda czy stylizacja kosmetyczna. Tam gdzie rywalizowano w tych specjalnościach, trudno było się przebić przez tłum przyglądających się rywalizującym zawodnikom i zawodniczkom” – pisał dziennikarz „Rzeczpospolitej”, wysłannik gazety do Budapesztu.

Polscy reprezentanci wystartowali w konkursie po raz pierwszy. Ich występowi nadano szczególną rangę. W imprezie brała udział sama minister edukacji, Anna Zalewska. Osobiście dopingowała ósemkę naszych zawodników. W tym samym czasie jej koledzy z ministerstwa czuwali w Warszawie nad reklamą. Na profilu fb MEN pojawiały się jeden po drugim posty, w filmowych migawkach przedstawiano sylwetki polskich zawodników. Anna Zalewska chętnie pozowała do wspólnych zdjęć w udekorowanych instalacjami pawilonach Hungexpo. W sobotę 29 września ministerstwo promowało swoimi kanałami bezpośrednią transmisję z ceremonii zamknięcia olimpiady, połączoną z dekoracją nagrodzonych. Później MEN zamilkło, pojawiły się natomiast artykuły pióra zaproszonych do Budapesztu dziennikarzy, przedstawiające polski udział w imprezie jako wielki sukces. Oto jeszcze jeden fragment relacji wysłannika „Rzeczpospolitej”:

„Spektakularnie w Budapeszcie wypadła Polska, bowiem w hali, gdzie prezentowano największe osiągnięcia EuroSkills, jak i organizatorów nadchodzących edycji (Graz, St. Petersburg) oraz WorldSkills (Kazań), ulokowany został wielki TIR, czyli Mobilne Centrum Edukacji które jest wizytówka Fundacji Rozwoju Systemu Edukacji. Obecność Polski w budapeszteńskim EuroSkills to bardzo ważny element promocji naszej ojczyzny – powiedział obecny w miejscu zawodów ambasador Polski w tym kraju, pan Jerzy Snopek. Z jednej strony włączamy się do bardzo elitarnych zawodów z drugiej, swoją obecnością pokazujemy zainteresowanie szeroką sferą edukacji szkolnictwa branżowego. To doświadczenie jest bezcenne, zarówno z perspektywy uczestników jak i ewentualnych naszych aspiracji do organizacji imprezy w Polsce w przyszłości – dodał.”

florystka Sylwia Leszczyńska z Białegostoku
Jedyna dziewczyna wśród polskich zawodników, florystka Sylwia Leszczyńska z Białegostoku w objęciach swojej trenerki. Sylwia jest zawodowcem z wyższym wykształceniem – studiowała architekturę krajobrazu na Politechnice Białostockiej. Zdjęcie z profilu fb organizatora EuroSkills.

W artykule w „Rzeczpospolitej”, okraszonym świetnym zdjęciem i opublikowanym 1 października (a więc już dwa dni po zamknięciu zawodów), próżno szukać wiadomości o końcowych wynikach olimpiady. Tej wiadomości nie podano też precyzyjnie w artykule „Gazety Prawnej”, ani na profilu fb MEN. Skłoniło mnie to do zerknięcia na oficjalne listy wyników. Niestety, wieści o spektakularnym sukcesie wydają się być mocno przesadzone.

Na stronie internetowej EuroSkills 2018 na mocno wyeksponowanej liście złotych, srebrnych i brązowych medalistów w gronie tych 131 laureatów nie ma żadnego reprezentanta Polski. Mimo, że takimi medalami nagrodzono niemal 1/3 sklasyfikowanych zawodników. Jedyne wyróżnienie to medal pocieszenia nazywany medalem doskonałości (Medallion of Excellence). Odebrał go kucharz Maciej Pisarek. Takich dodatkowych medali przyznano aż 119, po kilka w każdej z mocniej obsadzonej konkurencji, tak aby zawsze połowa startujących mogła wyjść do końcowej dekoracji. Maciej Pisarek był ósmy pod względem liczby zdobytych punktów (na ogółem 23 sklasyfikowanych kucharzy). To najlepszy wynik wśród naszych reprezentantów. Ósma była też wprawdzie polska florystka Sylwia Leszczyńska, ale na 14 osób startujących, została więc bez wyróżnienia. Warto dodać, że zarówno Maciej Pisarek, jak i Sylwia Leszczyńska nie są już uczniami, ale młodymi pracownikami w swoich zawodach, startującymi w licznych konkursach. Maciej Pisarek ukończył w 2016 roku znany Zespół Szkół Gastronomicznych w Gorzowie Wielkopolskim. Sylwia Leszczyńska ma za sobą kursy w prywatnej Floral Academy Piotra Sekundy i studia na Politechnice Białostockiej. Pracuje w rodzinnej kwiaciarni „Girlanda” i jest też instruktorem praktycznym nauki zawodu.

Pozostali polscy zawodnicy startujący w takich konkurencjach jak murarstwo, tynkarstwo, fryzjerstwo i mechatronika zajęli bardzo odległe miejsca. W klasyfikacji drużynowej słabszy wynik od Polski zanotowały tylko dwa kraje – Luksemburg i Czarnogóra. Po uwzględnieniu małej liczby zawodników Polska drużynowo znalazła się na 22 pozycji.

Nie chcę broń Boże krytykować naszych zawodników. Myślę, że dali z siebie wszystko. Być może na wynikach zaważył brak doświadczenia polskich instruktorów, bo każde zawody mają swoją specyfikę, którą trzeba poznać. Być może podczas długiego zgrupowania przygotowawczego w Serocku nie zdołano przekazać uczestnikom potrzebnej im wiedzy. Może konkurenci z innych krajów byli lepsi, bo bardziej doświadczeni i starsi wiekiem – w EuroSkills można startować do ukończenia 25 roku życia. Może naszym reprezentantom zabrakło obycia językowego – wszystkie polecenia były przecież wydawane po angielsku. Jeden z zawodników mówił wcześniej z obawą, że nigdy w życiu nie posługiwał się angielskim poza szkołą… To wszystko można poprawić. Pierwsze koty za płoty. Trzeba wierzyć, że za dwa lata w Austrii kolejni reprezentanci Polski będą mieli już wydeptaną ścieżkę i wypadną lepiej.

Martwi mnie co innego. Ogromny balon oczekiwań, który napompowała Anna Zalewska, nie pomógł polskiej ekipie, a przecież takich dość słabych efektów należało się spodziewać. Wystawienie tych młodych ludzi pod obstrzał fotoreporterów i filmowców, pozowanie z biało-czerwoną flagą, wywiady poprzedzające zawody, w których ciągle była mowa o podium… To bardzo niezdrowa otoczka, która mogła być dodatkową przyczyną porażek, a w każdym razie uczyniła te porażki znacznie dotkliwszymi. Zamiast dobrej zabawy i pożytecznie spędzonego czasu w gronie rówieśników jest poczucie, że się nie sprostało wyznaczonemu zadaniu…

I żeby nie było. Projekt promowania szkół zawodowych uważam za ważny. Odbudowa prestiżu tych szkół jest bardzo potrzebna. Konieczna jest modernizacja naszych „branżówek”, zmiana sposobu nauczania, a często i kierunków kształcenia. Niezmiernie ważna jest też zmiana społecznego nastawienia – również poprzez promowanie młodych zawodowców i ich nauczycieli. Ale to się nie może odbywać w taki sposób, bo cel nigdy nie uświęca środków, szczególnie gdy rani się ambitnych młodych ludzi.

I jeszcze jeden poboczny wątek. W opozycji do tej wyjątkowej aktywności minister Anny Zalewskiej w Budapeszcie i teatrum jej oczekiwań wokół konkursu EuroSkills, mamy całkowity brak zainteresowania MEN międzynarodowymi olimpiadami wiedzy. Tymi olimpiadami, z których w tym roku polscy uczniowie – biolodzy, chemicy, fizycy, geografowie, informatycy, matematycy i lingwiści matematyczni – przywieźli worek medali. O międzynarodowych olimpiadach – także wielkich imprezach promujących naukę, choć w mniej widowiskowy sposób – w innych krajach pisano niemal równie często, jak o EuroSkills. Ale nie w Polsce. O sukcesie naszych informatyków – dwóch złotach, srebrze i brązie – wzmianka na stronie MEN pojawiła się z dwutygodniowym poślizgiem i po monitach komentatorów na ministerialnym profilu. Gazety o tych medalach nawet nie wspomniały. O największym od 37 lat triumfie matematyków i bardzo młodym wieku polskiej drużyny mówiono na świecie, ale nie w Polsce. Szerszą informację na ich temat zamieściła jedna jedyna „Gazeta Wyborcza”. Pani Minister nie zrobiła nic, by upowszechnić wiadomości o naukowych triumfach polskich uczniów i ich nauczycieli – wręcz przeciwnie, można odnieść wrażenie, że się tego wstydzi. Nie zaszczyciła swoją obecnością żadnej ze światowych olimpiad wiedzy, na żadną nie wysłała dziennikarzy. Nie zaprosiła do siebie nikogo z olimpijczyków, nie wyłączając tych, którzy zdobyli dla Polski po kilka cennych krążków. To prawda, pilnie potrzeba nam w Polsce fachowców w różnych zawodach. Ale czy nie potrzebujemy wybitnych naukowców? Czemu MEN udaje, że ich nie ma? Dlaczego najlepsi z młodych Polaków otrzymują ciekawe propozycje z zagranicznych uniwersytetów, poparte tamtejszymi stypendiami, a Polska nie wykonuje najmniejszego ruchu, by ich zatrzymać? Przecież gest zainteresowania jednego czy drugiego ministra już sam w sobie jest pozytywnym sygnałem, a nic nie kosztuje.

Janina Krakowowa