Artykuły

Czy medaliści z Pardubic i Mariboru będą mieli następców?


W poniedziałek 2 września ostatni gimnazjaliści stali się uczniami szkół średnich. Domknęła się dwudziestoletnia historia gimnazjów. Podczas uroczystych akademii raczej nie było mowy o kończących swój żywot placówkach. Mało kto wiedział też o tym, że kilka dni wcześniej absolwenci gimnazjów zdołali poszerzyć listę międzynarodowych sukcesów szkół gimnazjalnych.

Oczywiście, zgodnie z ludowym porzekadłem, umarłemu kadzidło nie jest szczególnie potrzebne. Medale wywalczone pod koniec lata mają dla odchodzących w niebyt gimnazjów już tylko symboliczne znaczenie. Ale warto je pokazać. I postawić przy okazji pytanie: Co będzie dalej z uzdolnionymi uczniami?

Wielka Pardubicka” dla Kosmy

W ostatnim tygodniu sierpnia w czeskich Pardubicach trwały zmagania XIII Środkowoeuropejskiej Olimpiady Matematycznej (13th Middle European Mathematical Olympiad – MEMO 2019), konkursu dla najlepszych młodych matematyków z 10 krajów Europy. Polską reprezentację stanowiło sześciu uczniów wyłonionych podczas finału krajowej Olimpiady Matematycznej w Tarnowie. Tak się złożyło, że obok licealistów ze znanych liceów z Warszawy, Wrocławia, Bielska-Białej i Krakowa, w składzie reprezentacji znalazł się gimnazjalista, 15-letni Kosma Kasprzak. To wychowanek gimnazjum dwujęzycznego im. Jana Nowaka-Jeziorańskiego przy ulicy Drzymały w Poznaniu, uczeń matematyka z tej szkoły, Przemysława Peli. Tak się też złożyło, że Kosma nie tylko dostąpił zaszczytu reprezentowania Polski, ale na dodatek okazał się być najlepszym z najlepszych. Uzyskał drugi wynik olimpiady, ustępując zaledwie jednym punktem utytułowanemu Chorwatowi, Krešimirowi Nežmahowi.

Oprócz złotego medalu Kosmy, Polacy przywieźli z Pardubic cztery srebra. Srebrni zawodnicy to Adam Dankowiakowski i Jan Dobrakowski, obaj z XIV LO im. Stanisława Staszica w Warszawie, Iwo Pilecki-Silva z III LO im. Mickiewicza we Wrocławiu oraz Paweł Gadziński z V LO w Bielsku-Białej.

Bardzo wysoki poziom polskiego zespołu potwierdził też rozegrany w Pardubicach osobny konkurs drużynowy. 63 punkty dały biało-czerwonym pierwsze miejsce i złoty medal. I tu Kosma miał poważny udział w sukcesie.

Kosma Kasprzak w podtatrzańskim Zubercu podczas majowych Czesko-Polsko-Słowackich Zawodów Matematycznych Juniorów. Zdjęcie organizatora konkursu – Olimpiady Matematycznej Juniorów. Na zdjęciu tytułowym polscy uczestnicy III Europejskiej Olimpiady Informatycznej Juniorów w Mariborze – od lewej z plecakami Bartłomiej Czarkowski, Jurek Olkowski, Jan Strzeszyński i jako pierwsza Zuzanna Ossowska. Zdjęcie organizatora – EJOI 2019.

Mistrzowie z Gdyni i Warszawy

Podczas gdy matematycy mierzyli się z zadaniami w Pardubicach, w słoweńskim Mariborze trwał inny prestiżowy konkurs. III Europejska Olimpiada Informatyczna Juniorów (European Junior Olympiad in Informatics – EJOI 2019). To stosunkowo „młoda”, ale świetnie przygotowana olimpiada. Pod względem organizacyjnym wzoruje się na zasadach Międzynarodowej Olimpiady Informatycznej. Gromadzi reprezentacje większości liczących się krajów Europy. W tym roku zjechało aż 90 zawodników z 24 państw. Są to uczniowie stojący u progu szkoły średniej, liczący sobie maksymalnie 15 lat i 8 miesięcy (tegoroczna krańcowa dopuszczalna data urodzenia zawodnika to 1 stycznia 2004).

Z racji limitu wieku polska reprezentacja na EJOI nie może być wyłoniona w trakcie krajowej Olimpiady Informatycznej. Przedbiegi stanowi Olimpiada Informatyczna Gimnazjalistów (obecnie pod nową nazwą – Olimpiada Informatyczna Juniorów).

Tegoroczne kwalifikacje były udane, bo cała czwórka polskich reprezentantów wróciła z Mariboru z medalami. Największy sukces odniósł Jan Strzeszyński z Warszawy. Janek jest weteranem EJOI, rok temu w rosyjskim Innopolis wywalczył dla Polski srebro. W tym roku poprawił swój wynik i znalazł się w elitarnym 8-osobowym gronie złotych medalistów. Podczas zawodów reprezentował 13 Gimnazjum im. Stanisława Staszica w Warszawie, szkołę w której uczył się przez ostatnie trzy lata w klasie z rozszerzoną matematyką. Od 2 września Janek jest już licealistą w klasie z matematyką eksperymentalną w XIV LO im. Staszica. Kontynuuje edukację w murach tej samej szkoły.

Pozostali Polacy wywalczyli brązy. Zuzanna Ossowska – wychowanica 24 gimnazjum przy III LO Marynarki Wojennej w Gdyni – zajęła 24 miejsce i była o krok od srebra. To najlepsza dziewczęca lokata podczas tegorocznej EJOI. Bartłomiej Czarkowski, klasowy kolega Zuzi, zakończył zawody na 26 miejscu. Brąz i 29 miejsce wywalczył także najmłodszy członek polskiego zespołu, Jurek Olkowski.

Polska ekipa podczas III Europejskiej Olimpiady Informatycznej Juniorów w Mariborze – od lewej Bartłomiej Czarkowski, Zuzanna Ossowska, Jurek Olkowski i Jan Strzeszyński. Zdjęcie organizatora – EJOI 2019

Jurek to cudowne dziecko polskiej informatyki. Pojechał na EJOI jako absolwent szóstej klasy w Szkole Podstawowej nr 86 im. Bronisława Czecha w Warszawie. Od 2 września jest siódmoklasistą. W maju 2019 roku wygrał z dużym zapasem krajową OIG w kategorii szkół podstawowych. Przegonił najlepszych w Polsce siódmo- i ósmoklasistów. A w trakcie EJOI konkurował z uczniami o 4 lata starszymi z całej Europy. Zdystansował aż sześćdziesięciu z nich…

Co mogę zrobić dla Polski?

Sukcesy naszych ostatnich gimnazjalistów nie zostały dostrzeżone – końcówka sierpnia obfitowała w inne przyciągające uwagę mediów wydarzenia i wypadki. Ale o medalach podczas EJOI doniosło na swojej stronie internetowej Ministerstwo Edukacji Narodowej. Pod postem na profilu MEN na facebooku wywiązała się dyskusja na temat szans na powtarzalność takich sukcesów w przyszłości, po likwidacji gimnazjów. Głos zabrał między innymi zwolennik reformy, stały komentator na profilu MEN, ukrywający się pod nickiem „Co mogę zrobić dla Polski?”.

Komentator ten energicznie zaprzeczył sugestiom swojego przedmówcy, że likwidacja gimnazjów zachwieje przygotowaniami polskich uczniów do międzynarodowych olimpiad:

Szkoła podstawowa spokojnie zastąpi gimnazjum. Po pierwsze kiedyś nie było gimnazjów i mieliśmy lepszych jakościowo studentów niż obecnie po gimnazjach. Po drugie, szkoła podstawowa też oferuje zajęcia dodatkowe itp, nie tylko gimnazjum. Po trzecie, sam pan wspomniał o uczniu szkoły podstawowej, który odniósł sukces. I już tłumaczę, co byłoby gdyby nie byłoby gimnazjum. Otóż drogi panie, ten uczeń pojechałby na obóz z uczniami szkoły podstawowej z klas 7 i 8. Więc proszę nie martwić się brakiem gimnazjów. P.S. W szkołach podstawowych są mniej liczne klasy niż w gimnazjach, więc i uczyć jest łatwiej i lepiej.

Miło by było przyjąć za dobrą monetę optymistyczne wywody facebookowego komentatora. Niestety, jego entuzjazm wynika z braku wiedzy na czym polegają przygotowania do międzynarodowych olimpiad. Jak są żmudne i trudne. Jak wysoki poziom umiejętności musi cechować olimpijczyków. Kosma, Janek, Jurek, Zuzia i Bartek mają umiejętności, które w żaden sposób nie korespondują z tym, co realizuje przeciętna szkoła.

Droga ku szczytom

Warto więc dopowiedzieć, jak byli szkoleni polscy medaliści EJOI. Jest ich czworo i to nie przypadek, że są wychowankami raptem dwóch ośrodków.

Zuzanna i Bartłomiej mają za sobą trzy lata spędzone w 24 gimnazjum w Gdyni. Byli uczniami jednej gimnazjalnej klasy matematyczno-informatycznej. Tak jak Janek Strzeszyński będą kontynuowali naukę w tych samych murach, jako uczniowie III LO Marynarki Wojennej. O rozwój ich talentów informatycznych dbał przez te trzy lata Ryszard Szubartowski, który będzie też ich uczył w liceum. Gdyński zespół szkół to w skali kraju wyjątkowa placówka, od wielu lat wyłuskuje talenty i kształci mistrzów programowania. Podobnie skonfigurowaną szkołą jest warszawski Staszic – miejsce nauki Janka Strzeszyńskiego, a także – w pewnym sensie – Jurka Olkowskiego (o czym za chwilę).

I w Gdyni i w Warszawie działają prężne i szeroko promieniujące koła informatyczne. Obie szkoły organizują warsztaty i obozy dla młodych entuzjastów programowania. W obu szkołach gimnazjaliści blisko współpracowali z licealistami. Licealni olimpijczycy i absolwenci zgodnie z tradycją obu placówek wkładali ogrom pracy w szkolenie młodszych kolegów, odciążając nauczycieli.

W obu szkołach uczniowie przychodzący po szóstej klasie mieli nie tylko nieograniczone możliwości rozwijania pasji informatycznych. Mieli też warunki, by w ramach szkolnej nauki czynić błyskawiczne postępy w matematyce. W Gdyni z uczniami pierwszej klasy gimnazjum rozpoczynał zajęcia Wojciech Tomalczyk wraz z zespołem matematyków, a w Warszawie – Wojciech Guzicki ze współpracownikami. Wychowankowie Tomalczyka i Guzickiego szybko stawali się gwiazdami konkursów matematycznych, informatycznych, fizycznych, czy chemicznych. Bo matematyka to królowa nauk.

Uczniowie obu tych szkół (a także innych, podobnych, rozrzuconych po Polsce) mieli zapewnione potrzebne im warunki. Ich edukacja odbywała się najczęściej przez sześć lat w murach jednego zespołu gimnazjalno-licealnego. Od ukończenia szóstej klasy mieli kontakt z wybitnymi nauczycielami, mieli wokół siebie rówieśników i starszych kolegów o podobnych zainteresowaniach i możliwościach. To sprzyjało zarażaniu się nawzajem naukowymi pasjami i nauce współpracy.

Niezatapialne drużyny

Uczniowie matematycznych gimnazjów zdominowali w ostatnich latach listy zwycięzców konkursów zespołowych. Na przykład międzynarodowego konkursu matematycznego „Náboj”. Albo „drużynówki”, która była częścią Olimpiady Informatycznej Gimnazjalistów. W finale OIG spotykały się wciąż te same szkoły: z Gdyni, Szczecina, Warszawy, Lublina. Zmieniała się tylko kolejność. W roku 2017 konkurs drużyn wygrała ekipa z 13 gimnazjum Staszica w Warszawie, rok później uczniowie z 24 gimnazjum w Gdyni. Rok 2019 należał znowu do warszawskiego Staszica, a zwycięski team miał w składzie Janka Strzeszyńskiego.

Dekoracja złotego medalisty III Europejskiej Olimpiady Informatycznej Juniorów w Mariborze, Janka Strzeszyńskiego, ucznia warszawskiego Staszica. Zdjęcie organizatora – EJOI 2019

Na czym polegał fenomen tych niezatapialnych drużyn? To na ogół koledzy z jednej klasy, lub z równoległych klas, znający się jak przysłowiowe łyse konie, rozumiejący się bez słów. Nie tylko świetnie przygotowani, ale także nauczeni współpracy. Nieprzekonanych niech przekona fragment wywiadu, jakiego w czerwcu udzielili członkowie drużyny Janka Strzeszyńskiego młodzieżowemu magazynowi „Victor”:

Jesteście najlepszą gimnazjalną drużyną informatyczną w Polsce. Jak długo się znacie?

  • Miron Hunia i Janek Kolipiński znają się jeszcze ze szkoły podstawowej, a wszyscy razem poznaliśmy się w gimnazjum.

Łączy Was tylko wspólne rozwiązywanie zadań?

  • Spędzamy razem wiele czasu z prostej przyczyny – chodzimy do jednej klasy. Często na przerwach gramy w karty. Poza szkołą spotykamy się też na kółkach przedmiotowych.

W jaki sposób przygotowywaliście się do olimpiady?

  • Przeprowadziliśmy kilka próbnych sesji, korzystając z zadań z poprzednich edycji olimpiady, a oprócz tego każdy z nas przygotowywał się indywidualnie, np. chodząc na kółka. W piątek o 15.15 mamy w naszej szkole kółko z nauczycielem Danielem Olkowskim, na którym jesteśmy tylko przez jego część, a potem idziemy na koło prowadzone przez licealistów – najpierw Krzysztofa Bartoszka, a potem Stasia Strzeleckiego. W sobotę od 8.00 do 11.00 uczestniczymy już w całym kółku pana Olkowskiego.

Czyli trening czyni mistrza! Wasze rady dla innych drużyn?

  • Ważne jest, aby pamiętać o tym, że Olimpiada Informatyczna Gimnazjalistów to nie tylko informatyka, ale także matematyka i fizyka (zwykle z tych przedmiotów są do rozwiązania 1–2 zadania), których nie można lekceważyć. Naszą strategią było jak najszybsze podzielenie zadań między siebie, według tego, w czym kto jest lepszy: Tomek [Kwiatkowski] zajął się fizyką, Miron – matematyką, a dwóch Janków – informatyką. Jako że ten ostatni typ zadań zajmuje najwięcej czasu, po uporaniu się ze swoimi dziedzinami, Tomek i Miron pomagali też rozwiązywać zadania algorytmiczne.

To tyle w odpowiedzi na wpis na profilu MEN i wyrażone tam przypuszczenie, że metody szkolenia przyszłych olimpijczyków mogą być z powodzeniem wdrożone w każdej szkole podstawowej…

Nie, nie mogą. Bo w publicznych podstawówkach nie ma warunków, żeby odtworzyć edukację z profilowanych gimnazjów. Nie ma tam grupy uczniów o ścisłych zainteresowaniach zebranych w jednej klasie, chętnych by pracować w szybkim tempie podczas lekcji. Brakuje wybitnych nauczycieli uczących w zakresie rozszerzonym matematyki, informatyki, fizyki, chemii. Często nie ma tam w ogóle nauczycieli z dostatecznym przygotowaniem. A nawet jak się ktoś trafi – nie ma czasu i warunków by indywidualizować pracę. Nie ma wreszcie ożywczego towarzystwa i pomocy ze strony licealnych olimpijczyków. Nie ma dostatecznie dobrego kółka, nie ma warsztatów sobotnio-niedzielnych, ani obozów programistycznych. Nie ma i raczej nie będzie.

Beniaminek przy klawiaturze

Pozostaje jeszcze do wyjaśnienia kazus Jurka Olkowskiego, który dla komentatora „Co mogę zrobić dla Polski?” jest żywym przykładem, że w szkołach podstawowych drzemie moc, a tamtejsi nauczyciele mają nawet i łatwiej „w mniej licznych klasach”.

Otóż jakkolwiek Jurek Olkowski jest uczniem zwyczajnej niezłej szkoły publicznej, to jednak o jego zaskakująco wczesnej karierze przesądziły, poza talentem, raczej pozaszkolne okoliczności. Jurek urodził się w rodzinie programistów – ma kilku starszych braci z imponującymi olimpijskimi sukcesami i ojca informatyka. Pan Daniel Olkowski szkoląc starszych synów odkrył w sobie powołanie pedagogiczne. Prowadzi regularne zajęcia dla zainteresowanych informatyką uczniów w murach XIV LO. Jego kółko (o którym wspomina w cytowanym już wywiadzie Janek Strzeszyński), promieniowało w ostatnich latach daleko poza Warszawę.

Jurek, dzięki rodzinnym powiązaniom zajmował się programowaniem od wczesnego dzieciństwa, a w ostatnich latach miał możliwość uczestniczenia w zajęciach w gimnazjum Staszica i w szkolnych wyjazdach na letnie obozy informatyczne. Można go przy odrobinie dobrej woli uznać za beneficjenta systemu gimnazjalnego i wychowanka szkoły przy Nowowiejskiej. Czynienie w oparciu o jego przykład jakiś uogólnień dotyczących możliwości szkół podstawowych to całkiem nieuzasadniony optymizm.

Otwarte Olimpijskie Koło Informatyczne

O tym, że likwidacja gimnazjów nie przysłuży się przyszłym polskim sukcesom na międzynarodowych olimpiadach pisałam już wiele razy. Medale przywiezione w końcu sierpnia 2019 z Pardubic i Mariboru ponownie przywołują ten temat. My wiemy, że Kosma, Janek, czy Zuzanna pozostawieni na dodatkowe dwa lata w swoich szkołach podstawowych mieliby dziś dużo mniejsze szanse w rywalizacji z rówieśnikami z innych krajów. Urzędnicy MEN próbują udawać, że tak nie jest.

Zamiast narzekać, trzeba jednak szukać dróg wyjścia. To co szkoła miała do zaoferowania uczniom z uzdolnieniami, zostało w toku reformy zniszczone. Życie jednak nie zna próżni. Utalentowane dzieci będą nadal potrzebowały wsparcia dorosłych, a nauczyciele, którzy nauczyli się pracować z 12–15-latkami już szukają sposobów, by do tej satysfakcjonującej pracy powrócić.

Szkoły „olimpijskie” zdają sobie sprawę, że sytuacja wymaga inwencji. Cykl kształcenia licealnego wydłużono wprawdzie o rok, ale to nie równoważy straty dwóch lat – obecnej siódmej i ósmej klasy – kluczowych jeśli chodzi o kształtowanie się zainteresowań i budowanie gruntu w postaci choćby warsztatu matematycznego. Stąd próby szukania rozwiązań, które pozwolą na objęcie opieką dzieci ze starszych klas szkoły podstawowej. Z racji rozproszenia tych dzieci i z racji braku funduszy na taką działalność na dziś dzień nie jest to zadanie łatwe.

Tym niemniej w opisywanych tu szkołach w Gdyni i w Warszawie trwają próby zapełniania wyrwy po zlikwidowanych gimnazjach. Są to inicjatywy zmierzające do objęcia opieką uzdolnionych i chętnych do dodatkowej pracy 11 14-latków. Będzie to oczywiście o wiele trudniejsze, niż było dotąd. Bo nie ma szans na stałe zajęcia przez pięć dni w tygodniu. Pozostają zajęcia popołudniowe w postaci kółek oraz ewentualnie – wyjazdy.

W Gdyni działalność na rzecz młodych programistów będzie prowadzić nadal związane z III LO Stowarzyszenie Talent. Zaś Wojciech Tomalczyk firmuje zajęcia z matematyki dla uczniów z klas IV–VIII. Wyjazdy szkoleniowe „Talentu” i zajęcia pana Tomalczyka są wprawdzie płatne, ale należy mieć nadzieję, że rodzice udźwigną te opłaty, choćby z osławionego 500+.

Ambitne plany ma też XIV LO im. Staszica w Warszawie. Daniel Olkowski zachęca uczniów szkół podstawowych, którzy mogą dojechać na Nowowiejską, do udziału w stacjonarnym kole informatycznym, które inauguruje działalność 13 września. Z kolei wszyscy inni, zainteresowani nauką programowania, będą korzystać ze startujących we wrześniu zajęć on-line Olimpijskiego Koła Informatycznego, które mają przygotowywać uczestników Olimpiady Informatycznej Juniorów.

Oby te nowe formy pracy okazały się skuteczne. Dobrą stroną zajęć on-line jest szansa na dotarcie do większej grupy dzieciaków. Zagrożenie to bariera jaką mogą stanowić niedostateczne postępy matematyczne.

W edukacji informatycznej od dawna istnieje „nadprodukcja” olimpijczyków w wielkich miastach z Warszawą na czele. To wynika z lepszej opieki, wyższej świadomości rodziców, większej gamy zajęć dodatkowych. W tegorocznym finale OIG na 65 zakwalifikowanych uczestników aż 35 uczyło się w warszawskich szkołach.

Czy zajęcia on-line zaradzą problemowi nierównych szans i marnowania prowincjonalnych talentów? Niestety chyba w niewielkim stopniu. Pozostaje bowiem otwarty problem regularnych zajęć w szkołach, szczególnie z matematyki. Wiele więc będzie zależało od kadry szkół podstawowych. Niezbędne są energiczne działania. Trzeba postawić tamę ucieczkom nauczycieli przedmiotów ścisłych ze szkół publicznych. Trzeba rekrutować nowych nauczycieli po regularnych studiach uniwersyteckich. Trzeba przywrócić właściwą rangę i miejsce zajęciom dodatkowym w szkołach podstawowych.

Trzeba też szeroko reklamować budzące nadzieję inicjatywy, takie jak Olimpijskie Koło Informatyczne, by wiadomość o nich dotarła do uczniów, którzy nie mają domowego wsparcia. Co niniejszym czynię

Janina Krakowowa