Egzamin ósmoklasisty 2020 – edukacja dwóch prędkości
Mamy dziwaczny rok, dzieje się aż nazbyt dużo, także w dziedzinie edukacji. Niektóre sprawy, choć ważne i warte omówienia, umknęły z pola widzenia. Tak jest z wynikami egzaminu po ósmej klasie. Upubliczniono je w 31 lipca, wraz ze statystykami, ale nie wzbudziły zainteresowania mediów. Wyjątek stanowił artykuł Justyny Sucheckiej, który też przemknął bez echa. Wielka szkoda, bo jest się nad czym pochylić…
Opublikowane w ostatnim dniu lipca analizy obejmują wyniki uczniów, którzy zmierzyli się w czerwcu ze standardowymi arkuszami. To, jakby powiedział minister Piontkowski, przytłaczająca większość, bo aż 343 000 ósmoklasistów. Wyniki są więc miarodajne dla całego rocznika. Tegoroczne dane możemy porównywać jedynie z rozkładami z ubiegłego roku, bo egzamin w nowej formule był przeprowadzony drugi raz w historii.
Podsumowania egzaminu dokonał dr Marcin Smolik. Szef CKE zaprezentował charakterystyczny dla decydentów od edukacji optymizm. Usłyszeliśmy, że nic niepokojącego nie wynika z rozkładu wyników, poziom nauczania jest stabilny, realizacja podstawy zadowalająca, a tegoroczne statystyki przypominają te z zeszłego roku, a nawet i te z lat minionych z egzaminu gimnazjalnego… Niby to wszystko to prawda, ale diabeł tkwi w szczegółach.
Matematyka, achillesowa pięta ósmoklasistów…
Najsłabiej, jak zawsze, wypadła matematyka. Rozkład wyników jest rzeczywiście bliski zeszłorocznemu. Podobna jest ogólnokrajowa średnia (w 2020 – 46%, w 2019 – 45%).
Za wcześnie jednak na fanfary. O ile zeszłoroczny arkusz z matematyki w opinii uczniów i nauczycieli był niezbyt trudny, a wytyczne dla egzaminatorów nakazywały wyrozumiałe punktowanie, to w tegorocznym arkuszu poprzeczkę opuszczono jeszcze niżej. Pojawiło się tylko jedno wymagające zadanie na dowodzenie (nr 16). To zadanie odegrało rolę różnicującą, ale to za mało, by mówić o szansach na wykazanie się wiedzą i umiejętnościami przez lepiej przygotowanych uczniów. Pozostałe zadania nie były trudne . Tak je oceniali uczniowie po wyjściu z sal egzaminacyjnych, a także sprawdzający arkusze egzaminatorzy. Łatwy zestaw zadań oznacza, że wyniki z matematyki są w istocie słabsze, niż się wydaje na pierwszy rzut oka.
Ogólnopolska średnia 46% to nie jest sukces, ani potwierdzenie dobrego poziomu przygotowania. Gdy przyjrzymy się szczegółowym wynikom, powodów do radości będzie jeszcze mniej. Mimo, że egzamin był łatwy, ponad 1/3 uczniów nie osiągnęła nawet 30% liczby punktów. Gdyby to była podstawowa matura, ci uczniowie byliby skierowani do egzaminu poprawkowego. Tym samym wiedza i umiejętności 1/3 absolwentów szkół podstawowych stoją pod znakiem zapytania. Egzamin ósmoklasisty nie ma oczywiście progu zaliczeniowego, ale uczniów z wynikami niższymi niż owe 30% czekają kłopoty w szkole średniej. Nauczyciele załamią nad nimi ręce po przeprowadzeniu pierwszego sprawdzianu diagnostycznego, a praca nad nowym materiałem przy tak poważnych zaległościach będzie drogą przez mękę.
Tymczasem uczniowie z wysokimi wynikami (90–100%), dobrze przygotowani do nauki w klasach rozszerzających matematykę, stanowią raptem 5,9% zdających.
Dwugarbny angielski
Problem mamy także z wynikami z języka angielskiego. Mimo, że anglista dr Marcin Smolik uspokaja: tak było zawsze, to nic wielkiego. Bo chociaż średnia ogólnokrajowa z angielskiego (54%) wygląda lepiej niż z matematyki, to jednak dwugarbny rozkład wyników musi budzić niepokój. Na histogramie widać wyraźnie, że mamy w szkołach angielski dwóch prędkości i dwa wyraźnie wyodrębnione „garby” oddzielone głębokim zapadliskiem średnich wyników. Pierwszy to bardzo bardzo słabe wyniki, poniżej 30%, a drugi garb to wyniki najwyższe, znajdujące się w przedziale 90–100%.
Taka polaryzacja nie wystawia chlubnego świadectwa nauce szkolnej. Jak podpowiada nam intuicja rozkład wyników to efekt podziału na uczniów na dwie kategorie:
1. Na uczniów, których rodzice nie zadbali o dodatkową edukację językową.
2. Na uczniów, którzy od przedszkola intensywnie uczą się języka na dodatkowych zajęciach, albo też trafili w szkole podstawowej do klas z rozszerzonym angielskim lub pod opiekę bardzo dobrego nauczyciela.
Histogram z roku 2019 pokazuje, że uczniowie najlepiej przygotowani, których wyniki składają się na drugi „garb” 90-100% są liczniejszą grupą. W roku 2020 dominują ci, którzy uzyskali punktację poniżej 30%. W rezultacie sytuacja z językiem angielskim przypomina tę z matematyką: i tu blisko 1/3 uczniów nie ma magicznych 30% punktów za arkusz, co świadczy o braku przygotowania do dalszej nauki w szkole średniej.
I słaba to pociecha, że w skali kraju 17,1% ósmoklasistów ma bardzo dobre przygotowanie i wyniki z przedziału 90–100%…
Niespełniona obietnica wyrównywanych szans
„Dwugarbność” polskiej edukacji to także sygnał niebezpiecznego różnicowania się wyników uczniów ze względu na miejsce zamieszkania (i nauki). Wszyscy pamiętamy zapewnienia Anny Zalewskiej, która w czerwcu 2016 roku obiecywała, że jej reforma przyniesie wyrównanie edukacyjnych szans polskich dzieci. Niestety, reforma jest faktem, ale w wynikach dwóch pierwszych egzaminach po ósmej klasie nie ma żadnych jaskółek zwiastujących realizację tej obietnicy. Różnice między małymi a wielkimi ośrodkami są nadal poważne i wcale nie topnieją…
Średnie wyniki dzieci wiejskich są niższe niż dzieci z miast powyżej 100 000 mieszkańców. Największa jest dysproporcja w języku angielskim – wynosi ona w roku 2020 aż 16 punktów procentowych (średnia dla wsi to 48%, a dla dużych miast 64%). W matematyce mamy 9 punktów procentowych różnicy (44% i 53%), a w języku polskim 5 punktów procentowych (58% i 63%).
Sytuacja jest jeszcze bardziej niepokojąca, gdy porównamy wyniki w obrębie jednego województwa zderzając wielkie miasto z najsłabszym wiejskim powiatem. Pokazują to diagramy stanowiące zestawienie wyników miasta Warszawy i powiatu sierpeckiego. Różnice są uderzające: z języka angielskiego to aż 33 punkty procentowe, z matematyki 24 punkty procentowe i z języka polskiego 16 punktów procentowych. Rok temu różnice dzielące Warszawę i powiat sierpecki były odrobinę mniejsze ze wszystkich trzech egzaminów… Mazowsze nie jest wyjątkiem w skali kraju, podobne zjawiska znajdujemy śledząc regionalne wyniki w innych województwach – dla przykładu, porównując Szczecin z powiatem białogardzkim, Kielce z powiatami opatowskim i pińczowskim, Wrocław z powiatem wałbrzyskim. Różnice są wszędzie dwucyfrowe.
Utrzymanie się w tym roku tak wyraźnego podziału na miasto i wieś jest dla mnie rozczarowaniem. Rok temu komentując dysproporcje między dużymi i małymi ośrodkami miałam nadzieję, że są one wyjątkowe z uwagi na nadzwyczajną sytuację. Bo rok temu mieliśmy stan mobilizacji w aglomeracjach, gdzie toczył się bój o miejsca w dobrych szkołach średnich podgrzewany psychozą związaną z tzw. podwójnym naborem. Wielkomiejscy rodzice robili wszystko co w ich mocy, by pomóc dzieciom w przygotowaniach do egzaminu. Była więc domowa pomoc w nauce, kursy przygotowawcze i – na nieznaną wcześniej skalę – korepetycje. Szlifowano umiejętności dzieci. Można było przypuszczać, że w roku szkolnym 2019/2020, gdy nie będzie takiego szaleństwa, odległość między dziećmi ze wsi i z dużych miast zacznie się kurczyć. Niestety, tak się nie stało.
W tyle głowy pojawia się obawa, że możemy mieć już do czynienia ze skutkami nierównego dostępu do zdalnego nauczania i powtórek on-line w miesiącach poprzedzających czerwcowe egzaminy. Byłaby to zła prognoza na przyszłość, zwłaszcza, ze nie ma pewności, czy nie czekają nas kolejne miesiące nauki na odległość, a wraz z nimi dalsze betonowanie społecznych podziałów…
Janina Krakowowa
You must be logged in to post a comment.